Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

U Sissi, ale weselej

Komentarze

Mistycy posługują się pojęciem „pamięci wody”, ale można też, jak się okazuje, mówić o pamięci win. Gdy pierwszy raz usłyszałem to określenie, uznałem, że to kolejna odsłona francuskiego ideolo winiarskiego. Zdziwiło mnie, że chodzi jednak o pamięć win szwajcarskich; choć Towiański działał w Szwajcarii, nie łączyłem dotąd Szwajcarów z celebracją magii.

I słusznie, okazało się, że „Pamięć win szwajcarskich” czyli Mémoire des Vins Suisses, to po prostu stowarzyszenie założone przez kilku znanych dziennikarzy i grupujące ponad 50 czołowych winiarzy w tym kraju (czyli niemal wszystkich). Celem tej akcji jest promocja jakości i długowieczności win szwajcarskich, aby pokazać światu, a przede wszystkim konsumentom krajowym, że wina spod znaku białego krzyżyka na czerwonym tle mają tak zwany potencjał starzenia oraz chętkę na wybitność. Producenci owi – elitarnie dobrani – tworzą, jak głosi hasło stowarzyszenia, „skarby szwajcarskiego wina”.

memoire-des-vins-suisses

W genewskim hotelu Beau Rivage, w którym można nadal mieszkać w apartemencie smutnej, melancholijnej Sissi (zamordowanej parę metrów obok, na nabrzeżu Lemanu) każdy pamiętający wystawiał po jednym winie z różnych roczników. Zjeżdżalnia nie była może zbyt imponująca, gdyby mierzyć ją miarą na przykład bordoską, no ale w niektórych przypadkach można było ześlizgnąć się do rocznika 2005. I taki mniej więcej okres, czyli dekada, wyznacza z pewnymi wyjątkami potencjał starzenia szwajcarskich win. Nie dotyczy on tylko win czerwonych; niemało białych, zwłaszcza ze szczepów chasselas i petite arvine – dwóch dum szwajcarskiego winiarstwa – umie gracko postępować w latach. W każdym razie warto na nie trochę poczekać, chasselas w zaawansowanym wieku 5, 7, niekiedy więcej lat daje ciekawe wina i nie musi kojarzyć się tylko z radosną świeżością, czyli z niczym – powiedzmy to, droga młodzieży, otwarcie – intrygującym.

Paroletni chasselas, często bez fermentacji mlekowo-jabłkowej, to moje duże tegoroczne odkrycie. Małe odkrycie to pełny ciała, jak sam nazwa wskazuje, completer (niemal nieznana biała odmiana) oraz przede wszystkim räuschling uprawiany głównie w okolicach Zurychu: jedno z lepszych win białych, jakie piłem w tym roku, to Meilener Räuschling Seehalden 2006 z Schwarzenbach Weinbau. Wracam jednak do chasselas: brak fermentacji malolaktycznej wyostrza, jak wiadomo, wina, nieco je, by się tak wyazić, intelektualizuje i hipsteryzuje, choć może mam zbyt wysokie o zmysłach hipsterskich mniemanie. Poddawać chasselas drugiej fermentacji czy nie – to jest tu żywe, wywołujące polemiki, pytanie; doxa mówi: trzeba obu, ale coraz częściej drugą się blokuje. Widziałem w pewnym lozańskim wine barze dwóch Szwajcarów, którzy niemal się o tę kwestię pobili; w każdym razie jeden wyszedł obrażony, nie zapłaciwszy.

meilener-rauschling-seehalden-schwarzenbach-weinbau

Kiedy mowa o winach szwajcarskich, siłą rzeczy skazujemy się i my na elitarność; eksport tych win jest tak niewielki, i to nie tylko do Polski, że szansę ich wypicia praktycznie stwarza tylko pobyt na miejscu. Trudno; Winicjatywa jako ukryta wielbicielka Mondriana wytrzyma tę dawkę abstrakcji, choć na co dzień stawia nade wszystko na hiperrealizm. Więc dla tych, którzy wybierają się przypadkiem do Szwajcarii mam parę chasselasowych rekomendacji.

Polecam w tym względzie na przykład walezjańskie Clos de Mangold Vieilles Vignes z bardzo dobrej Domaine Cornulus oraz wszystkie wina z Domaine La Colombe. Wśród innych chasselasów warto sięgać zdecydowanie po wina z kantonu Vaud: na przykład Aigle Grand Cru Clos du Crosex Grillé Cuvée des Immortels (długa nazwa, ale wszystko mieści się w jednej butelce, producent: Bernard Cavé, wino robione w betonowych jajach), Château Maison Blanche Yvorne Grand Cru, Domaine Monachon Saint-Saphorin les Manchettes, Calamin Grand Cru Cuvée Vincent ze świetnej Domaine Blaise Duboux i Dézelay Grand Cru Médinette z równie dobrej Domaine Louis Bovard. Warto też sięgać po wina z Vevey, z Domaine Obrist, zwłaszcza Chardonne Grand Cru Cure d’Attalens.

Co do odmian czerwonych, coraz bardziej staje się dla mnie oczywiste, że o palmę szwajcarskiego pierwszeństwa pojedynek toczy się między pinot noir a odmianami lokalnymi. Mimo ewidentnych pozytywnych zmian w sposobie winifikowania win z Ticino, niegdyś beczkowych potworów z merlota, zdobywających wysokie parkerowskie punktacje, nie mam jeszcze większego przekonania – ale też pogłębionego doświadczenia – do bordoskich odmian à la suisse; nieco więcej dobrych doznań w dziedzinie międzynarodowej przynoszą syrah i zwłaszcza gamay.

Szwajcarskie regiony winiarskie.
Szwajcarskie regiony winiarskie.

O pinotach szwajcarskich opowiem dla wszystkich trzech ich zwolenników na Winicjatywie w kolejnym szwajcarskim odcinku, teraz krótka lista innych rekomendacji. Otóż na imprezie Mémoire & Friends, dużej i prestiżowej degustacji organizowanej od lat w Zurychu, po raz pierwszy ogłoszono – pod patronatem Gault & Millau i Swiss Wine – listę „ikon szwajcarskiego wina”. Ikon jest w tej chwili siedem:

Domaine Louis Bouvard (Vaud)

Marie-Thérèse Chappaz – Domaine de la Liaudisaz (Walezja)

Martha i Daniel Gantenbein (Gryzonia)

Gialdi Vini – Feliciano Gialdi i Alfred de Martin (Ticino)

Domaine de la Grand’Cour – Jean-Pierre Pellegrin (kanton genewski)

Simon Maye & Fils – Axel i Jean-François Maye (Walezja)

Domaine de la Rochette – Jacques Tatasciore (Neuchâtel)

Do Szwajcarii podróżowałem na zaproszenie Mémoire des Vins Suisses.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Sławek Chrzczonowicz

    A był tam Henri Cruchon albo Rene Favre?

  • Maria

    Miły Panie Wojciechu, wywołał mnie Pan do tablicy, więc jestem. Artykuł Pana Marka znajduję jako nader ciekawy. W końcu dla miłośników wina Szwajcaria to terra incognita. Ktos wina szwajcarskie importuje do Polski?

    Moje doświadczenia to przede wszystkim chasselas. Te, które piłam nie zrobiły na mnie nadmiernego wrażenia, brakowało im swieżości, trochę mdławe były. Ale podobno ten szczep jak żaden inny oddaje charakter gleby, charakter terroir, więc może z innych części Szwajcarii lepiej by mi smakowały. Moje były znad Jeziora Genewskiego, a poza tym piłam jedynie marketowe wydania, takie w cenie 10-15 CHF, a to niestety dolna półka.

    Za to bardzo ciekawa jest informacja, że weingut z Gryzonii jest jedną z ikon szwajcarskiego wina. Jak się podróżuje na południe A13 przed Chur autostrada lubi sie korkować i jeśli jedzie sie do Davos, to mozna zjechac wczesniej i przejechać własnie przez Flaesch, Maienfeld, Malans. Zawsze mi sie wydawało, że tamtejsi winiarze to nawet nie butikowi, tylko mikrobutikowi, choć widać, że promują swoje wina nader sprawnie, a tu prosze jeden z nich to ikona wina Helvetów… Nie polecam tylko jechac przez te miejscowości 5-metrową limuzyną, jak ktoś np. zmierza na Forum do Davos. Uliczki bardzo, bardzo wąskie…

    • Sławomir Hapak

      Maria

      No i tu waśnie leży zasadniczy problem, Pani Mario!
      Otóż tak się składa, że zdecydowana większość czytelników Winicjatywy jeździ do Szwajcarii wyłącznie na Forum w Davos, i to wyłącznie 7-metrowymi rolsrojsami, ale nie tymi banalnymi, lakierowanymi, tylko z maskami z polerowanej (ale tak na półmatowo) stali.
      Dlatego właśnie na co dzień kupują w biednorce…
      …bo te samochody jednak sporo palą – szczególnie w warunkach górskich.
      I dlatego tyle widzimy komentarzy pod tym zacnym artykułem.
      Miłego!

    • Wojciech Bońkowski

      Maria

      Droga Pani Mario, trudno nie zgodzić się z tym, co Pani pisze o starym dobrym Chasselas, chociaż jego lepsze wcielenia mają w sobie pewną – przepraszam za komunał – górską świeżość i jakoś uciekają swojemu mdłemu przeznaczeniu. Do nazwisk wymienionych przez Marka Bieńczyka dodałbym jeszcze parę innych, ale nie będę wchodził mu w paradę. Mimo wszystko warto szukać.

      Natomiast dziwię się bardzo, że wcześniej nie owionęła sława Gantenbeina, bo przecież od 20 lat uważany jest za najlepszego producenta w całej Szwajcarii. Zwłaszcza jego Pinot Noir, faktycznie zacne.

      Import do Polski z CH sporadyczny, aktualnie chyba tylko duża rozlewnia Jacques Germanier.

    • Sławek Chrzczonowicz

      Maria

      Kilka lat temu istniał sklep z winami szwajcarskimi. Chyba to sie nazywało Swiss Noble House lub jakoś tak. Miał spory wybór bardzo przyzwoitych win. Padł po paru miesiacach.
      Cóż kolejne „świetne wina, których nikt nie kupuje”

      • Sławomir Hapak

        Sławek Chrzczonowicz

        W Łodzi też był kiedyś importer Szwajcarii. Też nie wiem, czy nadal istnieje.