Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

#Ludzie: Sławomir Hapak

Komentarze
© Maciej Katarzyński.

Rocznik ’68. Wykształcenie inżynierskie, na szczęście nigdy w praktyce nie realizowane. Przez (zbyt) długie lata związany z rynkiem finansowym. Z winem związany w zasadzie od zawsze, a profesjonalnie od 2005. Jest import managerem, czyli „nosem” firmy Interwin.

Dlaczego wino?

Wino jest skutkiem młodzieńczych zainteresowań architekturą. Włóczęga w celu sprawdzenia jak naprawdę wygląda gotyk spowodowały mimowolne spotkanie z rieslingiem w Niemczech, potem z pinotem i spółką we Francji. Dla studenta wyrwanego z postpeerelowskiej rzeczywistości, gdzie szczytem możliwości było oplecione chianti z Peweksu (71 centów!), był to szok kulturowy. Jak widać pozostawił trwałe ślady w świadomości.

Mój ulubiony region winiarski to…

Możliwa jest tylko jedna odpowiedź: Tokaj.

Gdy myślę o reinkarnacji, to jestem szczepem…

Niczym wyszukanym… dziką winoroślą na wzgórzu, z widokiem na Karpaty. Ale mam mocne postanowienie, że wrócę tu jako człowiek, nie roślina ;-)

Na co dzień piję wino… 

Na co dzień nie piję wina – taka praca. Staram się nadrabiać zaległości w weekendy, a wtedy zwykle sięgam po wytrawne wina tokajskie. A jeśli nawet nie tokajskie, to w zdecydowanej większości i tak białe: rieslingi, grüner veltlinery, czasem sauvignon. Jeśli sięgam po czerwień ,to bezapelacyjnie króluje pinot, czy to węgierski, czy burgundzki. Ze względu na charakter pracy nie ma żadnego limitu ceny, ale staram się zachowywać zdrowy rozsądek: zdecydowana większość wypijanych win mieści się w przedziale 50–100 złotych. Gdy sięgam po słodkie – bywa, że rozsądek zawodzi.

Wino, które zmieniło moje życie…

Mercurey 1er Cru 1985 przywiezione w plecaku z pierwszej podróży stopem po Francji, kupione za franki zarobione jako robotnik w winnicy. Niby nic nadzwyczajnego, ale od tej butelki się zaczęło. Z nagła zrozumiałem co to jest jakość, choć nie wiedziałem jeszcze wówczas co oznacza „cru”…

Najwięcej wydałem na butelkę…

Butelkę oczywiście pamiętam: Tokaj z 1972 z zapasów Oremusa, nabyty kilkanaście lat temu za jakąś kosmiczną ilość forintów, warte każdego z nich!

Wino i jedzenie – warto łączyć?

Oczywiście że warto i to na dwa sposoby. Pierwszy to dobra restauracja, dobry duet szef kuchni + sommelier. Zawsze wtedy warto zaryzykować i pójść za wskazówkami tego drugiego, nawet jeśli ma zaskakujące pomysły. Drugi to używanie wina jako zwykłego trunku, towarzysza domowego obiadu czy kolacji. Dopóki nie wejdzie nam to jako narodowi w krew, dopóty nie wejdziemy obiema nogami do Europy. To jedna ze zmian cywilizacyjnych, którą rad bym zobaczyć jeszcze przed emeryturą.

Najtrudniejsze w winie jest…

Uczynienie go codziennością. Odmitowienie, uświadomienie ludziom, że to zwykły produkt spożywczy zrobiony przez rolnika, a nie przedmiot kultu.

Butelka, o której marzę…

Spotkałem już sporo butelek–legend i w efekcie przestałem marzyć o butelce wina. Na własne potrzeby już je odmitowiłem. Dlatego marzę bardziej o sytuacjach niż o butelkach. Prosty furmint pity z przyjaciółmi, na jakimś tarasie z widokiem na tokajskie winnice, koniecznie z wyłączoną komórką – to jest marzenie!

Ludzie piszący o winie nadużywają słowa…

Ludzie piszący o winie nadużywają słów, które odbiorcy nic nie mówią. Przeczytawszy słowo „terroir” albo „mineralność” przysłowiowy Kowalski odkłada gazetę… Jeśli pisanie o winie ma być skierowane do wąskiego kręgu pasjonatów, to nie ma problemu: ci wytrzymają nawet „bâtonnage”. Jeśli jednak piszemy do Kowalskiego, trzeba to robić najprostszym możliwym językiem. Językiem opowieści, nie danych technicznych.

Przyszłość wina to…

Przyszłość wina w Polsce leży w rękach kupców wielkich sieci handlowych. Pewnego dnia nauczą się odróżniać wino od wody i będzie to dzień rewolucji. Dopóki to nie nastąpi, czyli jeszcze długo, przyszłość leży w rękach edukatorów. Z jednej strony dziennikarzy starających się dostarczać choćby podstawowej wiedzy, z drugiej – sommelierów i importerów cierpliwie otwierających kolejne butelki dla publiczności. W świecie wino nadal ma się świetnie!

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.