Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

#Ludzie: Robert Mazurek

Komentarze
© Darek Golik.

Robert Mazurek

Rocznik ’71 (nieźle obrodził na Warmii). Na wino od dwudziestu lat z okładem zarabia dziennikarstwem. Od trzech lat, najpierw w „Uważam Rze”, a teraz „W Sieci” pisuje felietony winiarskie. Zarzeka się, że wino to nie jego zawód, a hobby.

Dlaczego wino?

Bo wodę piją zwierzęta. I młyny, wszak Colas Breugnon nauczał, iż „święty Marcin pije wino, wodę pozostawia młynom”, a przecież mnie w winie najbardziej interesują właśnie święci, władcy, historia, tradycja, zwyczaje… Nie, żeby zupełnie nie obchodziło mnie to, co w kieliszku, ale bliżej mi do Wojciecha Włodarczyka, uznającego w kwestii wina zdecydowany prymat kultury nad naturą. A poza tym, jeśli „ostatecznie pozostaną dwie istoty – Bóg i wino”, to nie warto marnować życia na duperele, prawda?

Mój ulubiony region winiarski to…

Górny Mokotów, a zwłaszcza jedna knajpa, z której zwiedziłem już pół świata. Wkrótce wstawię tam sobie leżankę.

Gdy myślę o reinkarnacji, to jestem szczepem…

Nareszcie! Wypełniam ten kwestionariusz tylko po to, by móc powiedzieć głośno, że – przy całej mej gigantycznej i bezgranicznej sympatii do Winicjatywy – to najbardziej pretensjonalne i absurdalne pytanie, jakie mi kiedykolwiek zadano. Być może gdybym chodził do Polsat News lub udzielał wywiadów Marcinowi Kydryńskiemu rekord zostałby pobity, ale tak palmę dzierżycie sami. I nie, nie myślę o reinkarnacji, a gdybym myślał, to nie marzyłbym o zostaniu szczepem, drzewem ani psem pasterskim.

Na co dzień piję wino…

…bo mam wodowstręt. Zimą piję zwykle wino czerwone, a latem białe (tak wiem, mało oryginalny jestem). Chyba, że obok jest Gogoliński, wtedy bez względu na porę roku piję koniak, albo Paweł Portoyan, bo wtedy i tak kończy się gruzińskim bimbrem.

…w cenie…

zbyt wysokiej zimą, bo czerwone – tak mi się porobiło – zawsze jakoś lubię droższe. Za to latem uwielbiam wina proste, lekkie i tanie.

…ze sklepu…

No głównie jednak ze sklepu, chyba że z Węgier, to wtedy przywożę sam.

Wino, które zmieniło moje życie…

Zaczęło się od Gruzji i kolejnych flaszek saperavi wypijanych nie tylko w Tbilisi, ale wszędzie, jeszcze na początku lat 90. Zrobiło to na mnie wrażenie wielkie, ale – przyznaję szczerze – Gruzinki większe. Pod koniec ubiegłego wieku pojechałem do Kiszyniowa, gdzie mój kolega został ambasadorem. To tam musiało się coś wydarzyć, bo lepiej pamiętam piwnice Cricova niż Mołdawianki. Najbardziej przemawiało mi do wyobraźni, że gdzieś tam mieściła się kolekcja win Hermanna Göringa. Wolałbym odnaleźć ją niż Bursztynową Komnatę.

Najwięcej wydałem na butelkę…

To było bardzo dużo pieniędzy (kilkaset euro), to była bardzo stara sherry i to było w prezencie dla bardzo fajnej żony, zresztą mojej. Kupiłem to w Hiszpanii, żeby było śmiesznie w Santiago de Compostela, czyli cokolwiek na północy. Poza tym niesłychanie rzadko wydaję 200 zł za butelkę.

Wino i jedzenie – warto łączyć?

Oczywiście, że nie. W końcu pijemy znacznie częściej niż jemy, nieprawdaż? Zresztą jedzenie jest jak seks – kompletnie przereklamowane. A gdyby podano mi najlepsze wina świata, to naprawdę wolałbym wypić je bez obiadu, by sobie smaku nie mącić.

Najtrudniejsze w winie jest…

Otwieranie butelki, gdy korkociąg diabli wzięli. Poza tym niełatwe są te wszystkie cholerne francuskie słówka, których za nic w świecie nie pamiętam, przez co się notorycznie kompromituję. Ale w gruncie rzeczy to kompletnie nieistotne.

Butelka, o której marzę…

Nie marzę o butelkach, marzę o towarzystwie. Na przykład taka sytuacja: miły salon, Martha Argerich gra, ja siedzę i słucham. Bońkowski – który zna się i na jednym, i na drugim – dobiera wina do muzyki.

Ludzie piszący o winie nadużywają słowa…

Ja nie nadużywam, bo mnie nie pozwalają – mało miejsca mam. Poza tym mam jednak wrażenie, że dziennikarze winiarscy za wszelką cenę muszą udowodnić, że świetnie się na winie znają, cokolwiek to oznacza. W efekcie biedny czytelnik zaczynający pić wino i szukający prostych informacji nadal znaleźć ich nie może. Ale to wszystkim nam przejdzie.

Przyszłość wina to…

Naprawdę najciekawsza w winie jest przeszłość, a nie przyszłość. 

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Jacek Taranko

    Robert! Wspaniale wypełniona ankieta :)

    • Robert Mazurek

      Jacek Taranko

      Się łysy nie podlizuj.

  • Jacek Taranko

    gdzie tu cel lizania ;)

    • Robert Mazurek

      Jacek Taranko

      Obstawiam uczucie. Odwzajemnione.

  • Wojciech Bońkowski

    Bońkowski stanowczo odmawia dobierania wina do muzyki.

    • Robert Mazurek

      Wojciech Bońkowski

      Nikt nie twierdzi, że robiłbyś to dobrowolnie.

      • Mateusz Papiernik

        Robert Mazurek

        Ja bym za to całkiem dobrowolnie do Argerich usiadł przy whisky, dla odmiany. Bez (nie?)dobrowolnej pomocy w doborze od Naczelnego. ;-)

  • Primitivo

    Haaaa !!!! Wreszcie jakaś sensowna odpowiedź na to pretensjonalne pytanie o reinkarnację… Co otwarta głowa, to otwarta…
    Przecież te odpowiedzi typu „Chciałabym być sycylijskim nerello smaganym prze sirocco na zboczach Etny” były takie sweetaśne, że aż mdłe…

    A ja chciałbym być primitivo, bo drzemią we mnie pierwotne instynkty… Haha…