#Ludzie: Kamil Śladewski
Kamil Śladewski
Ma 24 lata i jest absolwentem Politechniki Wrocławskiej. Miłością do wina zaraził się od taty Dariusza, który od dwunastu lat prowadzi własną, małą firmę Hermitage importującą wina z całego świata. Dzięki niemu w dzieciństwie osłuchał się z terminami związanymi z winami, regionami i apelacjami. Pracował w Irlandii i Holandii, ale szczęście odnalazł we Francji, pracując w alzackiej winnicy Domaine Schoffit, co utwierdziło go w przekonaniu, że wino jest tym, czym chce się zajmować w życiu zajmować. Praktyczną naukę zaczynał od treningów z kieliszkiem, potem skończył kurs sommelierski pod czujnym okiem Pawła Góździa w Sokołowcu. Obecnie pracuje we Wrocławiu, w greckiej restauracji Wines & Olives, gdzie zarządza kartą złożoną ze stu dwudziestu greckich win.
Dlaczego wino?
Ponieważ w życiu warto robić to, co się lubi. Mimo skończonych studiów chemicznych zdecydowanie wolę pracować w branży winiarskiej, bo mam z tego satysfakcję, godziwy zarobek, no i robię to co lubię.
Mój ulubiony region winiarski to…
Alzacja. To był pierwszy region, który poznałem z bliska, w którym pracowałem, zbierałem winogrona, robiłem i piłem wino. Wiele się tam nauczyłem, dlatego mam ogromny sentyment do tego miejsca.
Gdy myślę o reinkarnacji, to jestem szczepem…
Malbec – imponuje mi jego siła i drzemiący w nim potencjał do produkcji muskularnych win. Ale tak poza tym, nie wierzę w reinkarnację.
Na co dzień piję wino…
Greckie, ze względu na specyfikę Wines & Olives, w którym pracuję. Ale nie tylko, ilekroć odwiedzam tatę, zawsze otwiera butelkę czegoś zaskakującego z portfolio swojej firmy.
Wino, które zmieniło moje życie…
Na takie jeszcze nie trafiłem, ale jestem młody i wszystko przede mną.
Najwięcej wydałem na butelkę…
Chyba nigdy nie kupiłem jeszcze butelki za więcej niż 40 zł, co nie oznacza, że nie piłem win wartych dużo więcej.
Wino i jedzenie – warto łączyć?
Odpowiedź z ust sommeliera na to pytanie jest oczywista. Jedzenie bez wina jest jak kierowca bez samochodu i na odwrót. Dopiero przy odpowiednim połączeniu dzieją się prawdziwe cuda.
Najtrudniejsze w winie jest…
Odnajdywanie win o najlepszym stosunku jakości do ceny. Nie sztuką jest kupić dobre wino za 200 zł i nie sztuką jest kupić słabe wino za 15 zł. Prawdziwa satysfakcja jest wtedy, gdy uda się trafić takie o dobrym stosunku jakości do ceny.
Butelka, o której marzę…
Magiczna, nigdy nie kończąca się butelka z solidnym rieslingiem (najlepiej alzackim).
Ludzie piszący o winie nadużywają słowa…
Ludzie piszący o winie za dużo mówią o nim złego, a za mało dobrego. Przeszkadza mi też wyczuwalna, wszechobecna korupcja – im więcej importer czy sprzedawca zapłaci za opisanie swoich win tym w lepiej zostaną zrecenzowane.
Przyszłość wina to…
My wszyscy: importerzy, sprzedawcy, sommelierzy, blogerzy i dziennikarze. To od nas ludzie uczą się jakie wino wybierać i jak je pić, często ufają nam bezgranicznie w tej kwestii. Dlatego przyszłościowe jest polecanie ludziom wina jakiego szukają i oczekują, a nie myślenie o wyzerowaniu im portfela przy jednoczesnym swoim zysku.