#Ludzie wina: Ewa Rybak
Ewa Rybak
Zajmuje się wieloma rzeczami – pisze, tłumaczy, śledzi, ocenia, degustuje, czasem irytuje – niewątpliwie w każdej z tych dziedzin wspólnym mianownikiem jest wino. Oficjalnie – część redakcji Magazynu WINO oraz redaktor prowadząca portalu magazynwino.pl. Nieoficjalnie – lobbysta win hiszpańskich i portugalskich, wkrótce być może bez prawa wjazdu do Słowenii.
Dlaczego wino?
Bo jest smaczne i różnorodne. I dlatego, że nie ma jeszcze czegoś takiego, jak ginopisarstwo czy ginoturystyka.
Mój ulubiony region winiarski to…
A mogą być kraje? Najlepiej czuję się w Portugalii, która nie poddała się presji caberneta i chardonnay: jest smaczna, bogata, zaskakująca, jakościowa i bezpretensjonalna. W drugiej kolejności Hiszpania. Mogłabym pić wina tylko z tych dwóch krajów, raz po raz odświeżając się rieslingiem, grüner veltlinerem lub porządną polską bielą z Małopolski lub Dolnego Śląska.
Gdy myślę o reinkarnacji, to jestem szczepem…
Pinotagem. Mało kto go lubi, a jeśli nawet lubi, to się do tego nie przyznaje.
Na co dzień piję wino…
O ile nie piję akurat czegoś, co przywiozłam z podróży, kupuję wino w supermarketach i dyskontach. Człowiekowi z lasu najbliżej do marketu. Zresztą dzięki temu nie tracę kontaktu z winiarską rzeczywistością, o co w tej branży dość łatwo.
Wino, które zmieniło moje życie…
Być może jestem za mało emocjonalna, ale nie sądzę, by wino mogło zmienić życie. Chyba że się go pije za dużo – wtedy życie z pewnością zmienia się na gorsze.
Było kilka win istotnych, tak z punktu widzenia zawodowego, jak osobistego, ale nie zwykłam o nich pisać i na pewno się w tych okolicznościach nie złamię, bo ważne wydarzenia zostawiam dla siebie, czasem też dla najbliższych. Była wśród tych win pewna wiekowa rioja. Było jakieś cuchnące brudnym bandażem wino naturalne. Było porto, hiszpańskie rosé, były Priorat i Mozela, prosecco było. Ale one nie zmieniły mojego życia.
Najwięcej wydałam na butelkę…
Nie przepijam potrzeb i przyjemności. Raz tylko zdarzyło mi się w Portugalii przepuścić na wino pieniądze przeznaczone na bilety powrotne do domu. Przy czym wynikało to z gapiostwa, a nie ze świadomej decyzji i mowa o jakichś 5 €. A w Minho, kiedy wybitne wino nie mieściło mi się w walizce, zostawiłam w hotelu buty. To spore poświęcenie i tym sposobem mogę śmiało powiedzieć, że czasem wydaję na wino dużo…
Wino i jedzenie – warto łączyć?
Do kanapki z serem żółtym i pudliszkowym ketchupem świetnie pasuje tokajska słodycz, do klusek śląskich z cebulką – viognier. Do źle oczyszczonego z piasku rydza na maśle – kisi z kvevri. Takich odkryć można dokonać wyłącznie wtedy, kiedy łączy się wino z jedzeniem. Więc: tak, łączyć.
Najtrudniejsze w winie jest…
Czekać. Nie należę do cierpliwych.
Butelka, o której marzę…
Nie marzę o butelkach, mam po prostu na nie ochotę. Jeśli mam możliwość – spełniam ten kaprys. Jeśli nie mam – kaprysu nie spełniam i żyję, a następnego dnia i tak mam kolejny, nowy, inny. To jak z butami (żarcik!).
Ludzie piszący o winie nadużywają słowa…
Bowiem, albowiem, gdyż.
Przyszłość wina to…
Nie podejmuję się odpowiedzi. Mój syn ma magiczną kulę, która rozwiązuje takie trudne sprawy; trzeba nią potrząsnąć i ona wtedy odpowiada: „tak”, „nie”, „nie ma mowy”, „zapomnij o tym”, „oczywiście”. Zadałam jej pytanie zmieniając je by brzmiało: czy wino w Polsce w ogóle ma przyszłość? Jak myślisz, co powiedziała?