Krakowska powolność
Wina naturalne – genialny termin, modny temat. Dopiero co opadła kurzawa po megadegustacji w Poznaniu i rozpierzchła się kolejka po bezsiarkową Bonardę z Winotake. W tym korowodzie nowości honorowe miejsce należy się jednak inicjatywie Krakó Slow Wines Pawła Woźniaka. To import butikowych, w dużej części naturalnych właśnie win ze Wschodniej Europy, który rozwinął się z dawnego importera Winnacja. Wśród kilkunastu degustowanych tu butelek znalazłem parę prawdziwych bomb.
Inicjatywa od kilkunastu miesięcy ma swój sztab generalny w składzie win Lipowa 6F w Krakowie niedaleko fabryki Schindlera. To przyjemny wine bar ze slowfoodowymi produktami i szeroką ofertą win na kieliszki, funkcjonujący też jako winiarskie centrum kultury – odbywają się tu popularne spotkania z ciekawymi ludźmi, m.in. degustacje Mariusza Kapczyńskiego z Vinisfery.
Paweł Woźniak mocno stawia na wina z Węgier. Ma w katalogu m.in. Tamása Póka – w tej chwili jednego z najlepszych winiarzy w Egerze (bardzo dobre podstawowe czerwone Négykezes 2010 za 45 zł, klasy dobrego Chianti) oraz Pendits z Tokaju, funkcjonującą od lat winiarnię, która ostatnio obrała kurs mocno biodynamiczny i naturalistyczny. Tutejszy Furmint Krakó 2011, nagrodzony ostatnio przez Magazyn Wino, wydał mi się jeszcze chaotyczny i nieułożony, a poza tym drogi (85 zł), natomiast bardzo pysznym winem słodkim jest Szamorodni Édes 2008 (79 zł), a Pendits Secco, czyli musujący tokaj robiony metodą Prosecco, okazał się wręcz szokująco słony i mineralny – doświadczenie jedyne w swoim rodzaju (55 zł).
Klimaty podobne do węgierskich reprezentują rumuńskie wina Nachbil, o których więcej napiszę przy innej okazji.
Sensacją jest pojawienie się w Polsce wina Zorah Karasì z Armenii. Mamy co prawda na naszych półkach parę etykiet importowanych przez Pawła Portoyana, ale Zorah to produkt z zupełnie innej półki – garażowe wino ze 100% szczepu Areni, produkowane przez włoskich enologów z jednej z najwyżej położonych winnic w Europie (1400 m). Dwa lata temu wprost poraził mnie swą telluryczną potęgą i głębią granatowego owocu pierwszy tutejszy rocznik 2009. W Polsce mamy obecnie 2011 (249 zł!), który musi się jeszcze odleżeć, na razie pachnie trochę beczką, choć swój muskuł i superkoncentrację już pokazuje.
Zorah to nie wino naturalne, to wino winemakera. Prawdziwi puryści na Lipowej sięgną zatem po wina gruzińskie. Paweł Woźniak pozyskał kilka bardzo głośnych w tej chwili nazwisk. Wśród nich Nikę, ultranaturalistycznego producenta win w amforach, win pomarańczowych, burych i rudych. Picie ich to trochę kaukaska ruletka – mnie się przytrafiło jedno kompletnie niepijalne o smaku szczura. Ale też jedno doskonałe – bezsiarkowe Saperavi 2011, czyste jak wiśniowa łza, ceglasto-liściasto-amforowe, bardzo esencjonalne, prowokujące i fascynujące (149 zł).
Ale to jeszcze nie było najlepsze wino gruzińskie tego popołudnia. Jakeli Khashmi Saperavi 2009 powaliło mnie na łopatki. To wino paradoksalnie nie fermentuje w amforach, choć w smaku jest kwintesencją Gruzji: smakuje bakłażanami, owocem granatu i czarnym bzem. Koncentracja jest ogromna, ale wino ma też fenomenalną, świeżą, naturalną kwasowość. Ma się wrażenie obcowania z pierwotną mocą, ale nie – jak niekiedy w tego typu winach – za cenę zbyt jaskrawych, octowych, nieczystych smaków, lecz właśnie w postaci esencji czystego owocu. Cena za ten seans spirytystyczny – 119 zł.
I takie właśnie slowfoodowe, zgodnie z nazwą „slowwinowe” są wina z Krakó. Trzeba zatrzymać wewnętrzny zegar i dać im czas, by usłyszeć ich opowieść. Można ich spróbować dziś i jutro na targach EnoExpo w Krakowie.
Degustowałem na zaproszenie importera.