Langwedocja na wakacje
Co prawda nagrodę dla najlepszego enoturystycznego kierunku w Europie właśnie zdobyła Austria, ale Francja też potrafi być przyjazna winiarskim zapaleńcom. Może niekoniecznie Bordeaux, może raczej nie Szampania, ale na pewno zdecydowanie otwarta na turystów, piękna, słoneczna i po prostu pyszna jest Langwedocja.
Poniżej kilka pomysłów na udane enowakacje na południu Francji.
Z wiatrem we włosach
Jeśli Langwedocja, to koniecznie Canal du Midi – Kanał Południowy, a właściwie Canal Royal de Languedoc (Landwedocki Kanał Królewski – taką nadano mu nazwę przy jego inauguracji w 1681!), który wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Oczywiście można kanałem popływać – bez problemu wypożyczymy tu barkę i polenimy się przez tydzień na jej pokładzie podziwiając niesamowie okoliczności przyrody. Ale jeśli nie mamy aż tak dużo czasu, możemy połączyć przyjemne z pożytecznym i wypożyczyć… rowery! Wzdłuż kanału prowadzą malownicze trasy rowerowe. To wspaniały wstęp do podróży po Langwedocji. Oczywiście należy go zakończyć przy butelce dobrego wina, a cóż może lepiej pasować do wiatru we włosach nad Canal du Midi, jak opisywane jako „wina powietrza” butelki z apelacji Minervois?
Z roku na rok wina te stają się coraz bardziej rześkie, świeże. Winiarze nie poszukują już czekoladowej mocy, ale lekkości, przestrzeni, subtelności. Niech nas jednak nie zdziwią czasem nuty suszonego mięsa, delikatna pikantność i lekka słodycz lukrecji. No i oczywiście poszukajcie w nosie słynnych aromatów garrigue – czyli mieszanki ziół rosnących w każdej winnicy: mięty, bazylii, rozmarynu.
Polecani producenci:
Clos Centeilles – w degustacji w ciemno rok w rok zdobywa u mnie wysokie noty. Zawsze zaskakuje i odstaje od innych. Bardzo soczyste i żywe wina z ciekawym twistem.
Clos du Gravillas – świetne etykiety, bardzo ciekawe wina, czysty owoc.
Oraz: Domaine du Sommail, Anne Gros & Jean-Paul Tollot, Calmel & Joseph, Domaine La Prade Mari.
Na słono
Być w Langwedocji i nie spróbować ostryg – prawdziwy foodowy grzech. Najlepiej zrobić to nad największym stawem w regionie – Étang de Thau, w miasteczku Marseillan, gdzie swoją słynną ostreikulturę (hodowlę ostryg) założyła rodzina Tarbouriech. Wizytę zaczynamy od 40-minutowej podróży łódką wśród sieci, na których rozwijają się ostrygi. Możemy je obejrzeć, wyciągnąć je z wody, zobaczyć zarówno malutkie ostrygi-dzieci, jak i te duże, dorosłe.
Cały koncept zostanie nam wyjaśniony podczas tej przemiłej wodnej wycieczki, ale wiadomo, że wszyscy na pokładzie aż przebierają nogami, nie mogąc doczekać się tego, co przygotowane już jest w restauracyjce na brzegu. Widzieliśmy przecież wcześniej, że w barze St. Barth czekają na nas dziesiątki świeżo otwartych ostryg oraz liczne butelki orzeźwiającego, słonawego Picpoul de Pinet! Ostrygi, kilka kropel cytryny, wiatr we włosach i łyk tego zwiewnego, koronkowego wina – nawet jeśli raj istnieje, to nie może w nim być lepiej niż tu i teraz.
Żandarm w winnicy
Zwiedzanie winnic citroënem 2CV zdecydowanie wprowadza w radosny nastrój. Przygodę należy zacząć od wyboru koloru rumaka. Landrynkowy róż, oldschoolowy seledyn czy biało-niebieska wersja sport? Ja wybieram tę ostatnią licząc na to, że bojowe kolory odpowiadać będą zrywności mojego staruszka. Nic bardziej mylnego. Mamy do czynienia z samochodowymi weteranami, które niejedno przeżyły. Przez kilka minut uczymy się, jak funkcjonuje tu sprzęgło, jak zmieniać biegi i żałujemy, że nie mamy dłuższych rąk (tak daleko jest tu do drążka). Krótka rozgrzewka na placyku pod murami Carcassonne i ruszamy w stronę winnic. Zaczyna się ostra jazda bez trzymanki! Zwiedzamy znaną apelację Corbières. Droga prowadzi nas niewielkimi wzgórkami. Zjazdy są łatwe, a kiedy musimy wspiąć się na górkę, moi towarzysze podróży wysiadają i popychają naszego emeryta. Na szczycie szybko „hop” na pokład i szalona jazda w dół.
Po takich emocjach kieliszek schłodzonego Corbières w ciepłym słońcu Langwedocji, z zapachem garrigue pieszczącym nozdrza – niezapomniany. Corbières to często wina rustykalne, niezbyt eleganckie, za to swojskie i przyjacielskie. Od dwóch lat obserwuję Château Vieux Moulin – tutejsze wina są bardzo nowoczesne, lekkie, zgrabne, wstrzemięźliwe. Zawsze dobrze wypadają w degustacjach w ciemno. Enolog Alexandre They robi na dodatek naprawdę ciekawe, soczyste i smaczne rosé – w Langwedocji rzadkość.
Bez pudła są też wina od Domaines Auriol – rocznik 2013 jest tu soczysty, rześki i chrupki.
Wycieczki 2CV organizuje Vin 4 Heures.
Rock & roll
Bez wizyty w Montpellier obejść się nie może. Urocze miasto z licznymi barami i restauracjami. W nocy tętniące życiem, winem i muzyką. Tu w barze Trinque Fougasse odkrywam Domaine de la Réserve d’O – najbardziej rock’nd rollową winnicę w Langwedocji. Marie Chauffray i jej mąż Frédéric to dzieci rocka, a ich wina są buńczuczne i nieokiełznane. Marie od niedawna stoi na czele syndykatu apelacji Terrasses du Larzac, o której pisaliśmy tutaj. Jej mąż, poza produkcją wina, śpiewa i gra z kolegami w zespole – z szaleństwem w oczach godnym Davida Bowiego. A poza tym wszystkim oboje dbają o swoją biodynamiczną uprawę winorośli i robią niesamowite wina. Zakochani w grenache i carignan – szczepie tak ważnym dla tej apelacji, nienadużywający beczki, poprzez swoje wina opowiadając historię tej ziemi i każdego roku na niej spędzonego. Wyjątkowa para i wyjątkowe wina.
Inni polecani producenci: Plan de l’Homme, Les Vignes Oubliées.
Na bogato
Czasem człowiek musi poczuć się jak Alexis z Dynastii. Wtedy może udać się do Château Les Carasses. Odludzie i prawie całkiem własny zamek z dużym basenem i wspaniałą przytulną oranżerią, w której można się zaszyć wieczorem z kieliszkiem wina i dobrą książką w ręce.
A skoro na bogato, to w kieliszku musi być Château de Lascaux – producent, którego wina większość degustujących w ciemno wprawiły w zachwyt. Mocne, potężne, ale bardzo zrównoważone wina. Les Nobles Pierres to ciekawy kupaż syrah i grenache. Nuty suszonych grzybów, lukrecji, czarnych oliwek. Obłędne, poważne, zniewalające. I znające swoją wartość. Jego cena sięga nawet 40 euro. A uroczy właściciel winnicy Jean-Benoît Cavalier na pytanie, czemu jego wina są tak drogie, odpowiedział: „Bo mogę sobie na to pozwolić”.
Do Langwedocji podróżowałam na zaproszenie miejscowych winiarzy.