Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Festiwalowe musiaki

Komentarze

Lipiec, szampany, dobre jedzenie i relaks nad rzeką – ktoś prędzej czy później musiał połączyć te elementy w całość. Zrobili to organizatorzy festiwalu Kocham Bąble we Wrocławiu. Niedawno odbyła się jego pierwsza edycja.

©
Materiały organizatora

Na stronie festiwalu można przeczytać, że to “jedyne wydarzenie w Europie w całości dedykowane winom musującym”. Nawet jeśli jest to stwierdzenie, z którym nie wszyscy we Włoszech czy Francji się zgodzą, i tak należy się cieszyć, że ktoś nad Wisłą (a właściwie Odrą) wpadł na pomysł, by zgromadzić setkę szampanów, cav, prosecco i innych musiaków.

Można było zdegustować wina z portfolio znanych importerów jak Winkolekcja, Vininova czy Wineonline. Kłuł jednak w oczy brak tych wyspecjalizowanych w szampanach. Brakowało też win polskich, co dziwi tym bardziej, że w okolicy robi się co najmniej parę dobrych musiaków. Oczywiście festiwal nie był pomyślany jako ogólnokrajowy przegląd win musujących, ale płacąc 150 zł za najtańszy bilet niektórzy pewnie spodziewali się większego wyboru.

I tutaj dochodzimy do najmniej chyba przyjemnej części festiwalu: cen. Wraz z biletem za 150 zł goście dostawali 12 plastikowych bąbli, które robiły za festiwalową walutę. Średnia cena próbki degustacyjnej wystawionych szampanów wynosiła ok. 4 bąbelków. Nie brakowało jednak takich po 5, a nawet po 6 bąbli. Łatwo obliczyć, że odwiedzający dwudniowy festiwal miłośnik rocznikowych szampanów płacił za małą porcję 50 zł, a nierzadko i więcej.

Ktoś powie, że szampany nie należą do najtańszych przyjemności, a po za tym były jeszcze inne atrakcje: konkursy, DJ, pokaz lexusów i seminaria… Racja! Ale gdyby potraktować wydarzenie jako okazję dla Kowalskiego, by lepiej zrozumiał złożony świat win musujących, to była to okazja dość droga. Potwierdziła to zresztą niska frekwencja.

©

Rozliczywszy się z tą barierą wejścia, mogę przejść do części znacznie przyjemniejszej: samych win i wydarzeń towarzyszących.

W kategorii prosecco żadnych problemów ze zgarnięciem ogromnej ilości ochów i achów nie miał Malibràn, pieniący się na stoisku Vini a Affini. Oprócz znanej i lubianej Sottoriva Frizzannte można było spróbować innych świetnych win producenta z Conegliano, przede wszystkim Prosecco Col Fondo Credamora 2014, które powstało tzw. metodą pradawną, bez dodatku siarki. Ten mętny musiak częstuje złożonym, chlebowo-kredowym aromatem i smacznymi, słonawymi ustami z solidną kwasowością.

©

O Malibràn Rosé Spumante Extra-dry pisał już w superlatywach Maciek Nowicki. Ja dodam tylko, że to tropikalno-poziomkowe wino z dobrze wyważonym cukrem resztkowym smakuje na koniec dnia degustowania musiaków jak niespodziewany afterek w dobrym towarzystwie.

Spośród cav najbardziej posmakowała mi Jané Ventura Brut Nature Reserva de la Música (dostępna w Winkolekcji). Bardzo dobre, mocno wytrawne katalońskie bąble o aromacie cytrusów i ananasa poczynały sobie bez kompleksów nawet w bliskim sąsiedztwie szampanów.

Najwięcej wrażeń (co zresztą nie dziwi) czekało jednak na stoisku z tymi ostatnimi. Klasę pokazał biodynamiczny Fleury Brut Blanc de Noirs (Vini e Affini, 199 zł) – ciasteczkowo-mirabelkowy szampan ze słuszną budową, nutą kwiatów i miodu oraz porządną kwasowością.

Lanson Gold Label Brut Vintage 2004 (Vininova, 261 zł) zachwycił aromatem żółtych owoców, lipy i ciasta drożdżowego, a w ustach – doskonałą kwasowością i spiętrzeniem doznań. Dobra, jubilerska robota, ale przede wszystkim duża przyjemność.

©

Boizel Grand Vintage 2007 dostępne w Wineonline / Winestory (319 zł) dojrzewał aż 7 lat na osadzie, żeby teraz wdzięczyć się dyskretnym, ale uwodzącym, miodowo-tostowym aromatem i mineralno-cytrusowymi ustami skrojonymi z dużą precyzją.

©

Palmę pierwszeństwa (i to nie tylko przez wzgląd na cenę) należy jednak oddać Bruno Paillard Assemblage Brut 2008 (deSabor), wycenionemu na 6 bąbli, a w walucie bardziej rozpoznawalnej na 650 zł. Aromat miodu, jabłek, gruszek i kwiatów, wysoka kwasowości i słona mineralność tworzą zwartego i ostrego jak diament, nieco posągowego szampana, który przemawia w sposób chłodny i precyzyjny, ale z niezwykłą energią i bez chwili wytchnienia.

©

Ciekawą częścią festiwalu był konkurs sommelierski prowadzony przez Matiasa Glusmana. Uczestniczy mieli za zadanie dobrać wina musujące m.in. do steka z tuńczyka, przegrzebków, gazpacho, koziego sera z figami, a nawet burgera z foie gras. Wygrał Adam Tomczak przed Kamilem Śladewskim.

©

Prawdziwą gratką okazały się jednak przede wszystkim kolacje degustacyjne. W najlepszej według wielu (w tym niżej podpisanego) wrocławskiej restauracji Food Art Gallery szampany (i jedno prosecco) zostały poddane próbie czterech świetnych dań.

Nie pierwszy ogień poszły ostrygi z kawiorem z octu winnego i sorbetem z melona, a w kieliszkach wylądował „ten z żółtą etykietą”, czyli Veuve Clicquot Brut. Ostrygi to szampańska klasyka, ale mam wrażenie, że lepiej spisują się w tym połączeniu szampany mineralne i ostre jak alpejska grań. Trzeba jednak dodać, że biszkoptowo-owocowy klasyk wdowy Clicquot znalazł ciekawą nić porozumienia z melonem.

Druga przystawka – kozi ser, pistacje, czarny bez, sorbet z krwistej pomarańczy i oliwa – znalazła się w towarzystwie innego szampana spod znaku ascetycznego chłodu Bruno Paillarda – Première Cuvée Rosé Extra-Brut. To kupaż pinot noir z dodatkiem chardonnay z aż 25 roczników, z których najstarszy to 1985! Kawał dobrego, mocno wytrawnego szampana miał co prawda problemy z lekką słodyczą dania, ale za to dobrze porozumiał się z kozim serem i wyśmienicie – z pomarańczą i pistacjami, z którymi stworzył ciekawe, nieoczywiste połączenie.

©

Mumm Cordon Rouge Brut musiało sprostać daniu głównemu – dorszowi sous vide z sosem bouillabaisse, koprem włoskim i solirodem. Sam szampan nie zachwycił na tle poprzednika, ale z dorszem wyczarował najbardziej udane i kompletne połączenie wieczoru. Świeży, cytrusowy charakter Mumma dobrze spisał się z daniem, tworząc wzór doznań, które aspiracyjni restauratorzy znad Bałtyku powinni sobie oprawić w ramkę i kontemplować przed zaśnięciem.

W tym towarzystwie nie poradziło sobie niestety Masottina Prosecco Le Rive di Ogliano Extra-Dry. Mało które prosecco błysnęłoby po szampanach, ale temu nie pomógł dodatkowo nieciekawy, metaliczny posmak, który nieco zmącił przyjemność pałaszowania malinowego makaroniku z lodami crème fraîche.

©
Teraz czas na Warszawę

Sporo doznań jak na parę godzin spędzonych na festiwalu. Pozostaje życzyć sobie (szampany wzmagają myślenie życzeniowe), by Bąble na stałe wpisały się w kalendarz winiarskich imprez i w przyszłości przyciągnęły więcej gości. Jest na to szansa, bo, jak ćwierkają ptaszki, następna edycja ma odbyć się już w październiku w stolicy.

Degustowałem na zaproszenie organizatorów.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Robert Borowski

    W zapowiedziach festiwalu była podana cena biletów 150 za ileś bąbli plus możliwa dopłata bodajże 50 zł, w ramach której można wypić ileś bąbli więcej. Szczegółów nie pamiętam, bo cennik został już usunięty, ale nie było wyjaśnienia, że każde wino ma inny współczynnik – że konkretny szampan ma wartość iluś bąbli, co jest zapewne rozmyślną dezinformacją. Już nie żałuję nieobecności: koszt podróży, noclegu i 150 zł na 2-3 kieliszki szampana – impreza o charakterze komercyjnym, a nie promocyjnym.

    • Wojciech Bońkowski

      Robert Borowski

      Nie ma żadnego powodu, by wina musujące (w dodatku nie wiadomo dokładnie – kto to taki?) robił imprezę promocyjną – czyli dopłacał do tego, by ludzie pili ich wina i może potem gdzieś je kupili. Imprezy komercyjne są OK, tylko oczywiście muszą być odpowiednio wymierzone, a najwyraźniej tutaj tego zabrakło.

    • Sławek Sochaj

      Robert Borowski

      Nie posądzam organizatorów o rozmyślną dezinformację. Myślę raczej, że ceny konkretnych win były ustalane przed samą imprezą i dlatego nikt ich nie opublikował. To utrudniało gościom zainteresowanym konkretnymi etykietami przyjęcie strategii zakupowej.