Kampania na czerwono
Marek Bieńczyk słusznie kiedyś zauważył, że przy królu Kampanii (lub jak kto woli – przy Barolo Południa) – aglianico, inne lokalne czerwone szczepy tej części Włoch pozostają w cieniu. Ta monarchia absolutna trwa od dawna, ale w ostatnich latach pojawiło się kilku ciekawych graczy. Nie najgorzej radzi sobie pallagrello nero (pisałem o nim tutaj), tym razem wśród zaprezentowanych w Neapolu win odnotowałem smacznych, soczystych reprezentantów rocznika 2013 – Nanni Copè Sabbie di Sopra il Bosco oraz Rao Pallagrello Nero Silva Nifra, a wśród starszych – świetnie zrównoważony i umiejętnie podbity beczką Vestini Campagnano – Poderi Foglia 2011.
Świetne wrażenie robiły wina z powracającego do łask szczepu piedirosso – kiedyś niezwykle popularnego w całej Kampanii, po epidemii filoksery skazanego na zapomnienie. Gdy wrócił – początkowo był uzupełnieniem w kupażach, później drugą połową różowych i czerwonych win Lacryma Christi del Vesuvio, a teraz już solo pokazuje swoją świeżość, delikatność, niską zawartość alkoholu (zwykle w okolicach 12%) i aromaty owoców – jagód czy wiśni dobrze podkreślonych kwasowością. Jedno z takich win już opisywaliśmy, ja polecam m.in. La Sibilla Piedirosso Vigna Madre 2013, Agnanum Piedirosso Vigna delle Volpi 2012, Cantine dell’Averno Piedirosso Riserva 2012 (wszystkie wina z apelacji DOC Campi Flegrei).
Casavecchia, niezwykle rzadka odmiana występująca właściwie wyłącznie wokół wsi Pontelatone w górnej Kampanii, też nie miałą łatwej historii. Legenda głosi, że swoją nazwę (casa vecchia – stary dom) wzięła od ruin jednego z domostw w Pontelatone, gdzie została odkryta i dała początek kolejnym sadzonkom. Na pewno legendą nie jest jej wysoka plenność, które sprawiły, że początkowo używano jej wyłącznie do produkcji win stołowych. Teraz pojawia się wreszcie na salonach i choć z uwagi na poteżne taniny i ziemiste aromaty za młodu trzeba dać jej trochę czasu, wyczuwa się klasę. Znalazłem ją m.in. Trebulanum 2011 z winnicy Alois, Casavecchia Prea 2011 od Viticoltori del Casavecchia, a przede wszystkim w winach od Terre del Principe. Czołowa Casavecchia Centomoggia robi niesamowite wrażenie w aktualnym roczniku 2011, ale to, co pokazały rocznik 2008 i 2005, zapamiętam na długo. 160-letnie krzewy i umiejętność okrzesania garbnika, owoców, przypraw i kwasowości w sposób, który budzi najwyższe uznanie.
A co z miłościwie nam panującym aglianico? Jego władza wydaje się niezagrożona, w końcu Parker nazwał go The Next Big Thing – odmianą, która z czasem może stać się kolejną „wielką” na całym świecie. Do tego potrzeba jednak edukacji, a z tym może być pewien problem. Dlaczego? Bo coraz trudniej mówić o jednym stylu tego szczepu: uprawia się go w najróżniejszych warunkach (począwszy od terenów nadmorskich, skończywszy na zaśnieżonej Irpinii); krzewy pochodzą zarówno sprzed filoksery jak i z nowych nasadzeń; winifikacyjny wachlarz obejmuje kadzie cementowe, stalowe, beczki nowe lub używane albo miks wszystkiego. To tak, jakby porównywać różnych muzyków – subtelną różnicę między Chuckiem Norrisem a Frankiem Sinatrą wyczuje nawet dziecko.
Świetnie zapowiadają się wina z rocznika 2008 i 2010; przez młodsze (a właściwie przez ich garbnik) wciąż ciężko się przebić. Najlepsze wina pochodziły od producentów: Tecce, I Capitani, Torricino, Contrada Michele, La Molara, Montesole. Niezwykłe (tak wina jak i historia) Taurasi od Guastaferro to temat na oddzielny tekst. A najlepszym winem właściwie jednogłośnie uznano Taurasi Nero Ne Riserva 2008 od Il Cancelliere (pisał też o nich Wojciech Bońkowski) – kompleksowe, z soczystym owocem, świetną strukturą i niesamowitą młodością. Inwestycja na lata.
Do Kampanii podróżowałem na zaproszenie organizatorów Campania Stories.