Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Paryska niespodzianka ’76

Komentarze

24 maja 1976 nie był jakimś wyjątkowym dniem, nie zmienił historii świata, za to z pewnością poprawił samopoczucie kilku kalifornijskich winiarzy, którzy w ciągu paru godzin wskoczyli do panteonu światowego winiarstwa. Trochę w tym przesady, ale faktem jest, że od tego dnia zaczęto na kalifornijskie wina patrzeć z respektem. Co się stało? Właściwie nic poza tym, że w panelu degustacyjnym, w którym jurorami byli wybitni francuscy znawcy win, pierwsze miejsca zajęły wina z Kalifornii. Wśród win czerwonych cabernety z Napa zostawiły w pokonanym polu znane bordoskie grand crus classés, zaś kalifornijskie chardonnay wyszło zwycięsko z konfrontacji z burgundami. Dla znawców wina była to rzeczywiście sensacja.

Jak to się zaczęło? Winiarstwo kalifornijskie, które pierwsze sukcesy na arenie międzynarodowej zaczęło odnosić pod koniec XIX stulecia, uległo niemal całkowitej degradacji w wyniku Prohibicji. Produkcja wina z dnia na dzień stała się nielegalna, a setki producentów musiało poszukać sobie innego zajęcia. Z ponad 700 kalifornijskich winnic przetrwało ledwie kilkadziesiąt wytwarzających wina mszalne dla potrzeb liturgicznych. Czasy wojenne również nie sprzyjały producentom wina. Dopiero lata sześćdziesiąte przyniosły początek renesansu kalifornijskiego winiarstwa. Na fali hipisowskich haseł powrotu do natury wielu młodych ludzi uciekało z miast, osiedlając się na farmach i ranczach, zajmując się między innymi  robieniem wina. Rezultaty były coraz bardziej obiecujące, wina coraz lepsze, choć zupełnie w szerszym świecie nieznane. Jednym z pierwszych ekspertów, który poważniej się nimi zainteresował był Steven Spurrier.

Główny sprawca Paryskiego Sądu. © Decanter.com.

Brytyjczyk urodzony w roku 1941, założyciel Académie du Vin, pierwszej prywatnej szkoły winiarskiej we Francji, autor wielu publikacji. W 1976 r. prowadził w Paryżu firmę handlującą winami i 24 maja tego właśnie roku zorganizował w paryskim hotelu Intercontinental degustację, która przeszła do historii, stała się też kanwą kilku książek i dwóch filmów. Obecnie Spurrier jest dyrektorem Christie’s Wine Course i współpracownikiem miesięcznika Decanter.

Do jury Spurrier zaprosił 10 gości, co oznacza, że łącznie z nim wina degustowało 11 osób. Jednak głos Spurriera oraz  jego współpracowniczki z Académie du Vin, Amerykanki Patricii Gallagher, nie był brany pod uwagę, więc wina oceniali wyłącznie eksperci z Francji:

Pierre Brejoux z INAO (Institut National des Appellations d’Origine, rządowej agencji zarządzającej apelacjami AOC)

Claude Dubois-Millot, dyrektor wydawnictwa Gault-Millau

Michel Dovaz reprezentujący Institut Œnologique de France

Odette Kahn, redaktor naczelna pisma winiarskiego La Revue du Vin de France

Raymond Oliver, właściciel restauracji Le Grand Véfour

Pierre Tari, właściciel Château Giscours i prezes Union des Grands Crus de Bordeaux

Christian Vanneque, główny sommelier z restauracji La Tour d’Argent

Aubert de Villaine, właściciel Domaine de la Romanée-Conti

Jean-Claude Vrinat, właściciel restauracji Taillevent

Judgement of Paris 1976
Czy ktoś z nich podejrzewał, jak to się skończy? © Stag’s Leap Wine Cellars.

Wina degustowane były w ciemno i oceniane w skali 20-punktowej. Nastepnie z uzyskanych od jurorów punktów obliczano dla każdego wina średnią arytmetyczną. Nie narzucono jurorom żadnych kryteriów. Każdy z nich punktował wina według swojego własnego wyczucia. Jak zobaczymy później, taka metoda zniekształciła nieco wyniki, choć z pewnością nie zmieniła ich diametralnie.

Wyniki – wina czerwone

Wśród win czerwonych konkurowały wina z Bordeaux i kalifornijskie cabernety. Pierwsze miejsce zajął Cabernet Sauvignon 1973 ze Stag’s Leap Wine Cellars, należącej do byłego profesora literatury na Uniwersytecie Kalifornijskim, Warrena Winiarskiego. A oto pełna lista:

1. Stag’s Leap Wine Cellars Cabernet Sauvignon 1973

2. Château Mouton-Rothschild 1970

3. Château Montrose 1970

4. Château Haut-Brion 1970

5. Ridge Vineyards Monte Bello 1971

6. Château Léoville–Las Cases 1971

7. Heitz Wine Cellars Martha’s Vineyard 1970

8. Clos du Val Winery Cabernet Sauvignon 1972

9. Mayacamas Vineyards Cabernet Sauvignon 1971

10. Freemark Abbey Winery Cabernet Sauvignon 1969

Wyniki – wina białe

Wśród win białych rywalizowały wybrane przez Spurriera burgundy z kalifornijskimi chardonnay. Zwycieżyło Château Montelena, należące do Jima Baretta, gdzie głównym winemakerem był słynny później Miljenko Grgich. Wyniki poniżej:

1. Château Montelena Chardonnay 1973

2. Domaine Roulot Meursault-Charmes 1973

3. Chalone Vineyard Chardonnay 1974

4. Spring Mountain Vineyard Chardonnay 1973

5. Joseph Drouhin Beaune 1er Cru Clos de Mouches 1973

6. Freemark Abbey Winery Chardonnay 1972

7. Domaine Ramonet-Prudhon Bâtard-Montrachet 1973

8. Domaine Leflaive Puligny-Montrachet Les Pucelles 1972

9. Veedercrest Vineyards Chardonnay 1972

10. David Bruce Winery Chardonnay 1973

Sam Spurrier, lekko zaskoczony wynikami panelu, nie nadawał im takiego znaczenia, jakie przypisały mu media. Spokojnie skomentował rezultaty, twierdząc, że gdyby powtórzyć degustację następnego dnia, wynik mógłby być zupełnie inny. Takie uwagi nie przekreślają jednak, moim zdaniem, znaczenia degustacji. Większe zastrzeżenia można mieć do przyjętego sposobu liczenia wyników. W sumie bowiem spośród dziewięciu degustatorów pięciu wskazało jako zwycięzcę Château Montrose, trzech Stag’s Leap, dwóch Château Haut-Brion oraz Château Mouton-Rothschild (w kilku przypadkach były to pierwsze miejsca ex aequo). Ponieważ jednak każdy z jurorów przyznawał punkty niezależnie, u niektórych na przykład zwycięzca uzyskał 17 punktów, podczas gdy u innych ledwie 14. Ostateczna średnia ocena była więc niezależna od miejsca, jakie wino uzyskało u poszczególnych oceniających, była natomiast bardzo zależna od tego, jak każdy z nich wykorzystał daną mu do dyspozycji 20-punktową skalę. Było to pewnego rodzaju zniekształcenie wyniku, choć oczywiście wina, które wygrały, oceniane były wysoko i w żadnym razie nie można twierdzić, że niezasłużenie. Wyniki degustacji poddane zostały później licznym analizom, na ich temat powstał nawet doktorat. Powstała także powieść George’a Tabera Judgment of Paris oraz film Bottle Shock (reż. Randall Miller).

Judgment-of-Paris_Gary Myatt
Mural przedstawiający synną degustację, odsłonięty w zeszłym roku przez Spurriera w brytyjskim hotelu The Vineyard. © Gary Myatt.

Niezamierzoną ofiarą degustacji i zarazem starego powiedzenia blind tasting never lies okazała się Odette Kahn, redaktor La Revue du Vin de France. Kiedy poznała wyniki, oburzona domagała się zwrotu swojego arkusza ocen, zarzuciła później Spurrierowi manipulację i kontestowała wyniki panelu. Ironia losu sprawiła, że Odette była tą jedyną osobą, w której arkuszu ocen Stag’s Leap było samodzielnym liderem.

Dla kalifornijskiego (ale i generalnie dla amerykańskiego) winiarstwa paryska degustacja stała się czymś w rodzaju mitu założycielskiego. Winiarze dostali skrzydeł, mieli wreszcie do czego się odwoływać. Lawinowo rosła ilość nowych winnic. Pomiędzy rokiem 1980 a 1990 liczba posiadłości winiarskich potroiła się, sięgając 900. Rosły też ceny najlepszych kalifornijskich win. Dziś kalifornijska czołówka osiąga ceny porównywalne z bordoskimi grand crus classés. Dla wielu winiarzy był to prawdziwy start do wielkiej kariery. Jak wspomina Miljenko Grgich, były winemaker Château Montelena, właściciel słynnej winiarni Grgich Hills: „My life is divided into two parts – before the Paris tasting and after”.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Marek Bienczyk

    Krzysiek Dobryłko coś takiego mi niedawno przesłał:
     

    W 1976 roku miał miejsce w Paryż
    konkurs win, który przeszedł do legendy pod nazwą „Judgment of Paris”.
    Jedenastu jurorów (9 Francuzów i 2 Amerykanów) oceniało na ślepo po 10 win białych
    (cztery francuskie Bordeaux i sześć kalifornijskich Cabernet Sauvignon) i
    czerwonych (cztery francuskie i sześć kalifornijskich Chardonnays). Wyniki
    zaszokowały francuski świat win, gdyż w obu kategoriach zwyciężyły trunki
    amerykańskie. Magazyn „Time” napisał wówczas triumfująco, że „stało się to, co
    było nie do pomyślenia: Kalifornia zwyciężyła Galię”. Konkurs rozstrzygnięto w
    głosowaniu punktowym, gdzie każdy z jurorów oceniał każde z win w skali od 0 do
    20 punktów, a następnie wyniki sumowano. Wśród win czerwonych najwięcej punktów
    uzbierało kalifornijskie wino Stag’s Leap 1973, pochodzące z winnicy należącej
    do Amerykanina polskiego pochodzenia, politologa (!) Warrena Winiarskiego.

    Gdy przeanalizowano jednak
    dokładniej wyniki głosowania okazało się, że pięć najlepszych win utworzyło
    klasyczny cykl Condorceta: Château Montrose 1970 ≻
    Stag’s Leap 1973 ≻
    Château Mouton Rothschild 1970 ≈
    Château Haut-Brion 1970 ≻
    Ridge Monte Bello 1971 ≈
    Château Montrose 1970, gdzie symbol ≻
    oznacza, że większość jurorów oceniło
    lepiej pierwsze wino od drugiego, a symbol ≈, że tyle
    samo preferowało jedno, co i drugie. Konkurs nie wyłonił zatem zwycięzcy
    Condorceta. W czerwcu 2012 roku francuscy uczeni Michel Balinski i Rida Laraki
    pokazali, że przy zastosowaniu niektórych metod condorcetowskich zwyciężyłoby
    jedno z win francuskich: Château Montrose 1970 lub Château Mouton Rothschild
    1970 i tym samym honor Francji nie doznałby uszczerbku. Sama nazwa konkursu
    stanowi nieprzetłumaczalną grę słów, bo oznacza zarówno „sąd Paryża”, jak i
    znany z mitologii greckiej „sąd Parysa”.

    • Krzysztof Dobryłko

      Marek Bienczyk

      Zacytowany fragment pochodzi z przygotowanej do druku książki P, Profesora Uniwersytetu Jagielońskiego Wojciecha Słomczyńskiego. 

  • Wojciech Bońkowski

    A według arytmetyki starosumeryjskiej wygrał Haut-Brion przed Mouton Cadet. Wina kalifornijskie zajęły miejsca na szarym końcu. Honor Francji nie doznał uszczerbku a tych, którzy odważyli się podnieść na nią rękę, wtrącono do lochu.

  • Marek Bienczyk

    Raczej powiedziałbym, że wyniki „Judgement of Paris” są doskonale prawdziwe i doskonale fałszywe, podobnie jak wyniki każdego panelu degustacyjnego.

  • Michał Konwicki

    Zawsze się zastanawiałem na ile istotne w tej degustacji były konkretne miejsca konkretnych butelek, a na ile, to że Kalifornia nie znalazła się po prostu na szarym końcu? To znaczy czy w tamtych czasach była pewna świadomość jakości amerykańskich win i sednem sprawy była właśnie ta kolejność, czy sam fakt, że wina kalifornijskie wypadły co najmniej tak dobrze jak francuskie, innymi słowy, że grają w tej samej lidze?

  • Wojciech Bońkowski

    Cudowny paradoks tej degustacji polega na tym, że wtedy wina kalifornijskie rzeczywiście zbliżały się do europejskich elegancją i długowiecznością (degustację z tymi samymi rocznikami powtórzono po latach i 15-letnie wina kalifornijskie znów wygrały). Dopiero potem nastąpił boom winiarstwa w Kalifornii, pojawił się Parker, Wine Speculator i takie monstra alkoholowo-beczkowe jak Harlan.
    Sam byłem na mini-repecie tego Judgment w 2005 roku, degustowaliśmy Lafita, Palmer, Harlana i Mondaviego. Nawet dziecko by odróżniło francuskie od amerykańskich, taka pomyłka jak w 1976 jest dziś nie do pomyślenia z powodu zupełnie innego stylu win.

    • Marek Bienczyk

      Wojciech Bońkowski

       Wina kalifornijskie miały w 76, o ile pamięć mnie nie myli, równie niski – jak na dzisiejsze standarty – alkohol, co wina francuskie, poniżej 13% nawet

      • marek

        Marek Bienczyk

         Panie Marku o ile wiem to przepisy amerykańskie dozwalają na różnicę nawet o 1,5% (w górę lub w dół) na etykiecie w stosunku do faktycznej. Wino może mieć nawet ok 14% a i tak producent może napisać 12,5%

    • marek

      Wojciech Bońkowski

       Panie Wojciechu ma pan rację ale nie do końca. W przypadku ostatnich kilkunastu lat w Bordeaux też się dokonała zmiana stylistyczna i nawet dziecko by rozróżniło styl Bordeaux z lat 70tych od dzisiejszego (osobną kwestią jest róznica w dojrzałości). Dzisiaj Bordeaux nie są tak surowe (powiedzmy mniej dystyngowane) niż te sprzed 1982 r. Dodatkowo rocznik 1970 to i tak jeden z lepszych w latach 70tych bo reszta z lat 70-79 porównując z dzisiejszymi standardami jakości w Bordeaux to były głownie porażki.
      Natomiast co do Kalifornii to kwestia wyboru producentów, wspomina pan Harlana, ale czytając notki na temat Cos 2003 nasuwa sie duże podobieństwo. Nie wiem czy te wina w ciemno by Pan rozróżnił.
      Mozna dobrać z Kalifornii takich producentów których wina nie tylko dziecko ale nawet zawodowiec by z wielkim trudem mógł odróżnić od współczesnych Bordeaux. Np Dominus, Ridge, Montelena, Caymus, Dalla Valle, Diamond Creek, nawet Mondavi Reserve trudno by było rozróżnić od wielu klasowych Medoców z roczników 2005 czy 2009.
      Kalifornia to nie tylko styl typu Harlan czy Screaming Eagle ;-)

  • importer

    W pełni zgadzam się z opinią MB. Degustacja w ciemno ogranicza się tylko do smaku lekceważąc inne psychologiczne aspekty które wpływają na nasze zmysły. Jakkolwiek ciekawa i emocjonująca jest a szczególnie jej często zaskakujące wyniki, to kulawa z założenia. Wina nie pije się przecież w ciemno:)

    • marek

      importer

       „Degustacja w ciemno ogranicza się tylko do smaku lekceważąc inne psychologiczne aspekty które wpływają na nasze zmysły.”
      np cena , co?
      bo przecież jak każdy handlowiec wie droższe wino zawsze lepiej smakuje konsumentowi niż identyczne ale tańsze.
      Eh te marketingowe sztuczki…..
      Właśnie dlatego robi sie degustacje w ciemno

  • importer

    A co by było, jakby przeprowadzić degustację nie tylko w ciemno, ale z zatkanym nosem, takim klipsem pływackim na przykład :)

    • marek

      importer

       bezsensowne porównanie

  • cerretalto

    Świetny artykuł – chyba pierwszy raz w Polsce z tak rzetelnym podejściem do tego tematu. Można się spierać czy degustacje w ciemno mają sens czy nie mają lub jakie metody i sposoby oceny stosować. Jednak zaliczam się do osób, którym takie degustacje w ciemno sporo dały i otworzyły nowe horyzonty. Może my trochę po amatorsku podchodzimy i zbyt rzadko, ale takie http://www.sstarwines.pl/wino5224#37036 (trzeba wcisnąć „zobacz wszystkie komentarze”) bardziej chyba rozwija niż dziesiątki przeczytanych notek i nie chodzi tu wcale o TO jedno nielubiane przez krytyków wino :).

    Zgadzam się też w całości z wypowiedzią Wojtka na temat arytmetyki :). Ale jak zwykle idealizujecie Parkera i „nowy” smak Kalifornii – http://www.forbes.pl/styl-zycia/artykul/styl_zycia/trunek-szalencow,22095,1
    :)

  • importer

    Właśnie się spieramy:)
    Niewątpliwie degustacja w ciemno sporo daje, degustującym, mam wątpliwości, czy daje wiele czytającym, oni w ciemno nie degustują, nie tylko  nie w ciemno, ale też przeczytawszy relację z degustacji w ciemno. Można powiedzieć, jaśniej nie można:)
    Po co degustujemy w ciemno w takim razie, skąd się wziął pomysł?
    Jednym z powodów jest zaufanie do degustujących, żeby swoich osobistych sympatii nie przekładali na oceny.
    Ten aspekt zostawmy, jak nie mamy zaufania do degustujących, nawet skrępowanie ich w czasie degustacji zaufania do nich nie wzbudzi.
    Pozostaje zatem, nie uleganie utrwalonej opinii jako powód degustacji w ciemno której wynikiem będzie wpływanie na opinię.
    Czyli mamy degustować w oderwaniu od ceny, w oderwaniu od miejsca, od człowieka który wino zrobił, od etykiety która ma niebagatelny wpływ na smak.
    Czyli odrzucając te wszystkie poza smakowe, jednak na smak mające wpływ czynniki co chcemy osiągnąć?
    Trochę prowokacyjnie, napisałem, to zatkajmy jeszcze nosy, dlaczego to węch ma być oszczędzony w wyłączaniu zmysłów.
    Czy jak przeczytam, że jakieś wino za 10 Euro pokonało wino za 100 Euro to powoduje, że nie chcę tego za sto Euro spróbować, w przypadku wielkich win o nim marzyć?
    Mam marzyc o tym za 10?
    To marzenie spełnię i co potem?
    Zdecydowanie wolę ulegać autorytetom którzy degustują w jasno i wierzyć w ich obiektywizm zawodowy.
     Ich subiektywny osąd zderzy się z moim subiektywnym, ale warunki oceny mamy takie same, uwzględniające etykietę, miejsce, człowieka i renomę wina.

  • Wojciech Bońkowski

    @4cd953b2d5845a2b83fb98ddc9e2c00b:disqus : ma Pan rację co do zmiany stylu w Bordeaux, o czym wielokrotnie pisaliśmy. Chyba ona jednak była głębsza w Kalifornii, bo te posiadłości które słusznie Pan wymienił są dziś uważane za staromodne, Montelena już w ogóle wypadła z mainstreamu.
    Ciekawa sprawa z Mondavi Reserve bo właśnie z inicjatywy producenta tego wina odbyła się repeta Judgment w której uczestniczyłem. Drugim winem kalifornijskim był Harlan. Chociaż Mondavi był o wiele bardziej umiarkowany w stylu od Harlana, to jednak był o wiele cięższy i bardziej owocowy nawet od Marojallia, które celowo wybrano do degustacji jako najbardziej modernistyczne Bordeaux. Degustowaliśmy roczniki 1999 i 2000, ten ostatni bardzo ciepły w Bordeaux. No jednak różnica była ewidentna i z 15 osób biorących udział w panelu chyba jedna się pomyliła.
     

    • marek

      Wojciech Bońkowski

       Co do Modavie Reserve a Bordeaux to zastanawia mnie czy degustatorzy z taką łatowścią by rozróżnili to wino gdyby było podane w grupie Medoców i St. Emilion z roczników 2005 i 2009 ;-) wynik mógłby być zaskakujący ;-)

  • importer

    marek, 
    cena pośrednio, ale tak wpływa na odbiór wina.
    Miałem na myśli markę bardziej, ale ta związana z ceną jest niewątpliwie.
    Czy to marketingowcy sobie wymyślili, czy tak jest a oni to wykorzystują?
    A jeżeli tak jest, to jak od niej abstrahować?
    Skoro piszesz, że droższe wino smakuje lepiej, to znaczy smakuje lepiej, nie ważne dlaczego.

    • marek

      importer

       Wpływ ceny wina na jego ocene jest według mnie taki jak wpływ złej temperatury wina na jego ocenę. Na przykład zbyt wysoka temperatura ma niewątpliwy wpływ na odbiór wina ale to jest niekorzystny czynnik uniemożliwiający bardziej obiektywną ocenę wina. Powinen być wyeliminowany. Dokładnie tak samo jak jak kwestia ceny to jest również niekorzystny czynnik uniemożliwiający bardziej obiektywną ocenę wina. Po to są degustacje w ciemno. Nie chcę wchodzić w akademickie dyskusje bo jeszcze się chyba nie zdarzyło żeby argumenty przekonały kogoś w internecie do zmiany zdania. Ja twardo uważam że świadomość wysokiej lub bardzo niskiej ceny danego wina ma niekorzystny czynnik na wydanie oceny przez degustatora najbardziej obiektywnej czyli zgodnej z jego odbiorem zapachu, smaku i ogólnej jakości. Niemniej uważam że warto kupować również drogie wina nawet jesli są porównywalnej jakości od tańszych,  w celach edukacyjnych. Ocena ogólnej jakości dwóch win o dużej różnicy w cenie może być taka sama ale style win kompletnie inne. Jeśli kogoś stać na kupno droższych win to szkoda byłoby rezygnować z poznania innych smaków/styli. Podkreślam że jesli kogoś stać, bo jesli nie to nie ma co szarpać się na drogie wina.Ja sam dawałem zbliżone noty ogólne dla win za które zapłaciłem kilkadziesiąt jak i kilkaset złotych i wcale nie żałuję że za te drugie znacznie więcej zapłaciłem. Dzięki temu poznałem zupełnie nowe oblicza wina, nawet jeśli droga butelka sprawiła mi tyle samo przyjemności co znacznie tańsza.

      • reuptake

        marek

        Mogę tylko się zgodzić (również z „jeszcze się chyba nie zdarzyło żeby argumenty przekonały kogoś w internecie do zmiany zdania”) 

        Cena nie jest żadnym parametrem pitego wina podczas degustacji. Degustujący zazwyczaj za wino przecież nie płacą. Nawet nie wiadomo, jaką cenę mają brać pod uwagę, przecież to samo wino może mieć różne ceny w różnych sklepach.

        Chyba dość logiczne jest, że to ocena powinna mieć wpływ na cenę, a nie na odwrót.

        Wraca tu nieszczęsna dyskusja o winach z Biedronki i zdziwienie, jak można degustować wino za 9,99 zł. Można, zwłaszcza, jak się ceny nie zna. Ja np. cen nie znałem, pod tym względem degustowałem „w ciemno”. 

        Natomiast po zdegustowaniu dobrze jest poznać historię wina, całą otoczkę, która mu towarzyszy, w tym cenę. Nie ma co uciekać przed ocenami w rodzaju „warte ceny”. Ale myślenie o cenie w czasie degustacji to tylko kolejne „bias”. 

        Matt Kramer twierdzi, że „it’s got to be said: There’s very little correlation anymore between the cost of a wine and its intrinsic quality. And once beyond, oh, $30 a bottle, there’s absolutely no correlation whatsoever.” i ja się z nim zgadzam. http://www.winespectator.com/webfeature/show/id/47742

  • marek

    A tak w ogóle to czy ktoś z Winicjatywy badał kwestię dostępności win kalifornijskich na rynku polskim? mam na myśli wina od znanych/bardzo dobrych producentów? co to znaczy znany lub bardzo dobry to kwestia umowna ale powiedzmy o odpowiedniki win kalifornijskich z tej paryskiej degustacji. Wiem że Centrum Wina ma w ofercie Stag’s Leap Cask 23, chyba WIne4You miał kiedyś Dominusa. Może Winicjatywa by sie  zajęła zbadaniem tego segmentu rynku? w końcu człowiek nie tylko winami z dyskontów żyje ;-)

    • Wojciech Bońkowski

      marek

      Kalifornia będzie tematem marca i wtedy przeprowadzimy duży panel tych win. Dostępność jest taka sobie, ale do Pańskiej listy można dodać 6–7 nazwisk z drugiej połowy tabeli I ligi.

      • marek

        Wojciech Bońkowski

         Panie Wojciechu ale mnie nawet nie chodzi o jakąś dużą degustację Winicjatywy (chociaż to cenne) ale o zebranie w jakimś artykule informacji o rzeczywiście klasowych winach z Kalifornii dostępnych na rynku polskim. Jasne że klient sam sobei może obdzwonić powiedzmy 20-30 firm w Polsce i popytać co mają ale myślę że wam by było łatwiej no i myślę, że ciekawy materiał na artykuł. Zresztą zaczęły się już narzekania na to że dużo recenzji win z dyskontów, więc może jeden temat o górnej półce z Kalifornii?

  • Konrad

    marek,

    Nie zrozumiemy się, nie ma obiektywnej oceny. Na temperaturę masz wpływ, na cenę nie. Nie da się tego czynnika wyeliminować jak złej temperatury a skoro się nie da, trzeba go brać pod uwagę a nie od niego abstrahować. 

  • importer

    A jak Chińczycy któregoś dnia, zrobią wino w proszku, które w degustacjach w ciemno wypadnie lepiej od konwencjonalnego, to będziesz je pił.A to nie jest pytanie, czy zrobią, tylko kiedy zrobią, technologia zapieprza.

  • cerretalto

    Dla mnie degustacja w ciemno bywa bardzo dobrym doświadczeniem w takich przypadkach:

    1) sprawdzenie co się podoba innym bez pokazywania nalepek

    2) sprawdzenie jaki wpływ na naszą czy innych percepcję mają ceny win lub opinie innych (np. dotyczace producenta czy rocznika)

    3) i wreszcie – często pokazują jak rozbieżne opinie miewają zawodowcy lub znawcy, którzy chwalą się posiadaniem „złotych nosów” (to analogia do „złotych uszu” niektórych znawców zabawek audio)

    Degustacje w ciemno niespecjalnie się nadają do sprawdzania co inni są w ogóle w stanie stwierdzić, bo chyba wszyscy wiemy jak to może zaskakiwać i to niezbyt sprawiedliwie, na przykład Parker podobno odmawia, bo może dużo stracić a niewiele wygrać :).

    Oczywiście nie wierzę w żadne „nosy z Sevres” czy inne naiwne opinie, że wino da się ocenić obiektywnie a do tego niezależnie od czasu. Mimo to popieram punktowanie :) i bardzo chętnie czytam opinie ludzi, którzy mają stabilny gust, który jako tako znam. I znalazłem sporo dróg dla siebie w takich opiniach. Poza tym wina się zmieniają w czasie (np. dobry bordos brzmi przeważnie inaczej po każdych kolejnych 2-3 latach). No i są różnice między butelkami.

    @importer – w winie można podrobić już prawie wszystko, zwłaszcza aromaty (to nie moja wizja świata, ale opinia jednego z poważanych producentów). Z czasem pewnie i krytycy dadzą się od czasu do czasu oszukać :). Ale jeśli ktoś nie odrożnia wina od czegoś z proszku, to po co ma przepłacać? :)

  • Wojciech Bońkowski

    Degustacja w ciemno to jest podstawowe narzędzie każdego poważnego degustatora. Podobnie jak narzędziem każdego dobrego malarza jest rysunek ołówkiem. Wiadomo że czarno-białych rysunków nie sprzedaje się w tak dobrych cenach jak obrazy olejne, ale to jest część warsztatu. Degustacja w ciemno to jest trening, bez treningu nie ma naprawdę dobrych wyników.
    No i jest to standard którego nauczyli się wymagać konsumenci w profesjonalnej ocenie win. Nie bardzo widzę odwrót od tego, przy wszystkich wadach oceniania win w ciemno.

  • importer

    cerratalto,
    Przyjdzie czas, kiedy nie odróżnisz, czy uznasz, że nie należy przepłacać?
    reputake
    Ocena ma wpływ na cenę ale w niewielkim stopniu moim zdaniem. Inaczej, po degustacji w ciemno takich tuzów jak w opisanym artykule, ceny powinny się dostosować do ocen, a nie dostosowały. Na cenę ma wpływ stosunek podaży do popytu. Na popyt ocena ma wpływ oczywiście, ale nie jest jedynym czynnikiem
    Cena jest zastana i wynika z kosztów produkcji, jej wielkości, zdolności marketingowych producenta, nie mówimy o winach spekulacyjnych tylko, mimo że pod takim artykułem dyskutujemy.
    Jaką cenę brać pod uwagę? Wszystko jedno, cena może być w punktach.
    WB zgadzam się, napisałem wcześniej, ma znaczenie dla degustatorów i konsumenci wymagają i nie ma odwrotu.
    Niemniej ja krytykuję.

  • importer

    Pod najbardziej gorącym artykułem w dziejach Winicjatywy pokazał się taki link od Miłośnika Biedry, ciekaw jestem komentarza Naczelnego więc przyklejam tutaj, żeby nie zaginął w czeluściach internetu, sorki że trochę nie na temat.

  • importer

  • Wojciech Bońkowski

    Ale po co? co to ma wspólnego z Judgment of Paris?
     

  • cerretalto

    @reuptake:disqus – ciekawy tekst z WS na łamach? :). To co pisze o wilgotności potwierdziło mi swego czasu paru uznanych producentów :)

    @99a462fe1f46af596381af479a63d19b:disqus – ja już dawno uznałem, że nie warto przepłacać, choć czasem może warto spróbować jakiegoś mitycznego wina razem z innymi miłośnikami :). Ale jest parę ciekawych kazusów w kwestiach marketingowych.
     
    Pierwszy to oficjalna klasyfikacja, na przykładzie 1855 – skoro producent został wysoko skalsyfikowany, to raczej na pewno będzie miał wyższe ceny sprzedaży więc może spokojnie zainwestować dużo więcej w marketing, ale przy okazji też nieco więcej w jakość.

    Drugi na przykładzie szampana – jaki jest głębszy sens w zastanawianiu się nad stosunkiem jakości do ceny (QPR) skoro to trunek wybitnie reprezentacyjny? Czyli za dwukrotnie wyzszą cenę dostajemy może 10-20% wyższą jakość, ale być może 2 razy więcej prestiżu? O ile oczywiście nalepka jest szeroko znana :)

    I trzeci na przykładzie „modnych-superdrogich” win – jeśli ktoś zarabia tysiąckrotność średniej krajowej, to jak drogim winem ma się próbować wyróżnić? I czy nie jest tak, że ci w okolicach średniej krajowej całkiem niesłusznie mu zazdroszczą tęskniąc do tak drogich win? :)