Jamsheed Beechworth Syrah 2013
Jamsheed Beechworth Syrah 2013
Mamy duże wydarzenie! Do Polski trafiły wina kultowej australijskiej winiarni Jamsheed. To w tej chwili jedno z najgorętszych nazwisk nie tylko w Australii, ale w ogóle w całym Nowym Świecie. Kwintesencja Australii 2.0, już nie zalewającej międzynarodowe rynki dżemowymi Shirazami spod jednej sztancy, ale butikowej, autorskej, terroirystycznej, zdecydowanie „europejskej” pod względem filozofii i technik. No i smak win też zupełnie inny od etykiet z kangurkiem i dziobakiem – świeży, kwasowy, mineralny, ze zdrowymi garbnikami, za to bez plastiku, dżemolady i czekolady.
Oczywiście za to butikowe podejście trzeba niemało zapłacić (choć w kontekście wypasionych „ikon” z wielkich korporacji takich jak Penfolds czy Leeuwin ceny win Jamsheed wciąż są „umiarkowane”). Tańszą serią Jamsheeda jest „Harem”, znajdziemy w niej pięć etykiet, a w Polsce – dwie. Yarra Valley Pepé Le Pinot 2014 to miła niespodzianka dla miłośników Pinot Noir z Nowego Świata, wino lekko beczkowe (nuty cynamonu), ale jedwabiste, bardzo przyjemne i łatwe w piciu; może trochę brakuje mu kwasowego pazura, który ma wiele Pinotów z regionu Yarra (♥♥♥♡, 140 zł). Nie przekonał mnie Cabernet Franc Ma Petite Francine 2014, ale na niedawnej premierze miał wielu zwolenników wśród osób, którym ufam, więc jeszcze do niego wrócę (140 zł).
Flagowe wina Jamsheed oznaczone są po prostu nazwami apelacji i szczepów, bo też filozofią producenta jest wyszukiwanie najlepszych działek w różnych miejscach stanu Wiktoria (to obecnie lider terroirystycznej rewolucji w Australii, głównie dlatego, że najwięcej tu miejsc zimnych, które pozwalają na zmianę stylu). Beechworth Roussanne 2013 to ambitne wino białe z rodańskiej odmiany; we Francji daje winom miodowe bogactwo, ale też mineralny chłód, w Australii dochodzą do tego nuty ziołowe-serowe od starzenia w beczce. Wino jest zbudowane zupełnie inaczej niż Chardonnay, ale nie jest aż tak słodkie i tłuste, jak Viognier. Coś czuję, że na tego oryginała rzucą się sommelierzy, więc łapcie go szybko, zanim zniknie w czeluściach fine diningu (♥♥♥♡, 160 zł).
Była mowa o Pinot Noir z Yarra Valley, ale ciekawie wypada tu też Shiraz, który traci eukaliptusową oleistość na rzecz świeżo mielonego pieprzu i grillowanego mięsa. Z powodu bardziej europejskiego stylu często nazywa się go tu Syrah, tak jak w winie Jamsheed Seville 2013. Produkcja to tylko 3 tys. butelek. Dużo koncentracji, ale wszystko w tonacji czystej, przejrzystej, taniczny rysunek – podstawa francuskiej estetyki wina – jest tutaj wytyczony wyraźną kreską, która nie ginie w potoku owocu. Dokładna odwrotność mojego ulubionego Shiraza z Australii – Torbrecka (♥♥♥♥, 250 zł).
Flagowe wino Jamsheed to jednak Beechworth Syrah 2013 z apelacji położonej bardziej na północ, na przedgórzu australijskich Alp. To wino jest delikatniejsze, w bukiecie pojawiają się nuty świeżych truskawek, a nawet – w Australii!! – kwiatów. Przy większej gęstości wino jest świeższe i bardziej powietrzne, ma spory potencjał dojrzewania, a jakość drobniuteńskich garbników zachwyciłaby nawet Marka Bieńczyka. Bardzo duża klasa! (♥♥♥♥♡, 250 zł)
Do tej pory Australia na tym poziomie była monopolem importera Wines United. Na Jamsheeda zdecydował się Artur Zarzycki z Vive le Vin. Gratuluję! Wina dostępne w restauracjach oraz warszawskich sklepach Whisky & Wine Place i Alewino.
Źródło win: próbowane na degustacji publicznej.