Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Paolo (znowu) w Warszawie

Komentarze

Paolo De Marchi (Isole e Olena), jedna z najwybitniejszych – i najbardziej lubianych – postaci światowego winiarstwa przyjechał do Polski na zaproszenie swego nowego importera, Centrum Wina, i swego przyjaciela Andrzeja Różyckiego. Ponieważ amatorzy win autorskich dobrze butelki Paolo znają, myślałem, że nie będę o środowej degustacji pisał; cóż jeszcze mógłbym dodać nowego, tym bardziej, że czas temu o jego winach tu wspominałem?

Paolo De Marchi. © Vino.it.
Paolo De Marchi. © Vino.it.

Jednak im więcej czasu upływało, tym bardziej o tym spotkaniu myślałem; a szczególnie o słowach Paolo, które wyrzekł w jego trakcie: „Nie opowiadam Wam o moich winach, opowiadam o moim życiu”. Trudno w przypadku De Marchiego nie brać ich na poważnie i trudno na nie nie odpowiedzieć, choćby zwyczajnym: „Dziękuję, to jest dla nas ważne”.

Do tych podziękowań jeszcze parę słów. Paolo przygotował – obok Chardonnay, świetnego, lecz pozostawiającego raczej obojętnym – siedmioszczeblowy wertykał Cepparello, od 2001 przez 2004, 2006 (najlepsze wino degustacji mimo nieco drewnianej końcówki), 2007, 2010, 2012 po 2013, bo o Cepparello chodzi przede wszystkim; to jest środek środka, ogień jego domu. Nigdy nie piłem tego wina regularnie, rocznik po roczniku, ale na podstawie paru wyrywkowych podejść muszę przyznać, że nigdy nie było to dla mnie wino oczywiste, ewidentnie wspaniałe. Było to wino problemowe (ale nie problematyczne) i podczas wczorajszego spotkania próbowałem ten problem uchwycić. Bo chyba jest tak, że poważne wino problemowe, a takim jest dla mnie Cepparello, daje niekiedy więcej do myślenia niż wino jednoznacznie świetne, lecz w swej świetności trochę monadyczne, nadto – jakby tu rzec – prymusowe.

Kwestia, przed jaką stanął dziesiątki już lat temu Paolo, jak niemało innych winiarzy toskańskich, brzmiała mniej więcej: jak daleko może zajść sangiovese, w jaki sposób otworzyć mu drogę do wybitności? Po wczorajszym wertykale wydaje mi się (mogę się rzecz jasna grubo mylić lub zbyt ostro nazywać rzeczy ulotne, czy po prostu bajdurzyć), że to, co próbuje robić Paolo, można próbnie nazwać studzeniem słońca. To znaczy odbieraniem winu manifestacyjnej bujności i zamienianiu ciepła i naturalnej, powierzchownej słodyczy na coś solidniejszego, lecz głębszego, gęstszego i chłodniejszego, na coś, czego nie umiem nazwać inaczej jak sednem. Być może zresztą każde istotne działanie autorskie w dziedzinie wina na takim procesie polega, choćby i intuicyjnie – tyle że inaczej będzie on wyglądał w Napa Valley, inaczej w Toskanii, i inaczej w Burgundii.

Isole e Olena Cepparello 2004

W głośnej przed laty książce Szczeliny istnienia Jolanta Brach-Czaina opisywała, czym jest sedno doznania bytu na podstawie smaku wiśni, nadzwyczajnego połączenia cierpkości i słodyczy jej soku. Żaden inny owoc w stanie naturalnym nie ma – mnie też tak się wydaje – takiej „bytowej” głębi. Sam piję wino po to (przede wszystkim), by do takiego doznania docierać, gdyż wierzę, że się ono wydarza. Nie jest to już oczywiście doznanie analogiczne do smaku wiśni w ustach; ale w obu przypadkach, wiśni i wina, chodzi o tę możliwość: to może się zdarzyć, sedna można dotknąć.

Sangiovese, tak bezczelnie czereśniowo-wiśniowe w swej młodości, ma dobre papiery „filozoficzne”, lecz bardzo często, kiedy usiłuje się z niego zrobić wielkie wino, zatrzymuje się jakby w drodze. Zbyt słabo znam Toskanię, aby pokusić tu się o komparatystykę różnych autorskich dokonań; mam wrażenie, że Paolo w większym stopniu niż inni uspokaja sangiovese, skupia je – i każe nam szukać tego czegoś na spodzie wina (dlatego może się ono wydać niekiedy nudne albo wygładzone). Nie zawsze to wychodzi, nieraz finisz Cepparello jest dla mnie zbyt suchy i jakby zaprószony, niekiedy bukiet jest zbyt słodki, czasem brak mi odrobiny cierpkości (bo cierpkość to – dosłownie, nie metaforycznie – smak bytu; dlatego Burgundia, a nie Bordeaux), ale jest czego tu szukać i o czym gadać. Więc jeszcze raz ukłon i wyrazy szacunku.

Degustowałem i ucztowałem na zaproszenie importera.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Peyotl

    Wysoka klasa – nie tylko wina, ale też ludzi – Martha i Paolo… Arystokracja winiarskiego świata…