Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Audiencja u królowej Elżbiety

Komentarze

Robert Mielżyński zorganizował pionową degustację słynnego wina Granato Elisabetty Foradori. (Dlaczego inni importerzy nie organizują degustacji pionowych, czyli tego samego wina w kilku rocznikach?). Okazją i pretekstem był film, który już jutro, w niedzielę 28.10 możecie zobaczyć na Kuchnia+ Food Film Fest: Natura, kobiety i wino (reż. Giulia Graglia) opowiada o czterech winiarkach, które poświęciły się naturalnej uprawie winorośli i naturalnemu winiarstwu (oprócz Foradori są to Nicoletta Bocca z piemonckiego San Fereolo, Dora Forsoni z Poderi Sanguineto w Toskanii i Arianna Occhipinti z Sycylii o której lirycznie pisałem tutaj). Film jest mocny i wspaniały; dawno nie widziałem, by ktoś tak osobiście i głęboko mówił o winie. (Obejrzycie go w warszawskim kinie Kultura o 19:30 a bilety ponoć jeszcze są; dodatkowym atutem filmu jest świetne tłumaczenie na polski autorstwa Krzysztofa Staronia).

Elisabetta Foradori
Elisabetta Foradori. © La Repubblica.

Z Elisabettą Foradori łączą mnie zresztą silne związki emocjonalne. Była pierwszą winiarką, jaką opisałem w tekście dla Magazynu Wino, już całe 10 lat temu. A pite wielokrotnie jeszcze z beczki i po zabutelkowaniu Granato 2004 jest jedną z moich prywatnych legend, jednym z 3–4 najlepszych win, jakie piłem w życiu. Poprzeczka oczekiwań zawieszona była bardzo wysoko.

Był to jeden z najbardziej „korzennych” dni degustacyjnych, jakie pamiętam, nic nie pachniało, wszystko smakowało fatalnie, wilgotne jesienne powietrze oblepiało degustatora jak mgła, garbniki były gorzkie, kwasowość kwaśna, owoc wybył na urlop na południową półkulę. A jednak poprzez mleczną mgłę arcydzielność Granato 2004 przezierała jak reflektor moralnego imperatywu. To genialne wino, nawet dzisiaj, gdy nie jest ani młode, ani stare, ani prawdziwie złożone, ani intensywnie owocowe; genialna jest jego absolutna koncentracja, mikronowe ziarno światowej klasy garbników, jedwabista, gładka jak tafla wieczornego jeziora faktura. Tego trzeba spróbować, by uwierzyć.

Foradori Granato
Granato: kolor ciemnej purpury, ale i odległe wspomnienie początków wina gdzieś na Środkowym Wschodzie.

Granato 2006, które w młodości wydawało mi się winem niemal równym 2004, tym razem nie zachwycił. Nie dał rady mgle, może jeszcze nastoletnio się dookreśla, w każdym razie nie miał ani cudowności faktury, ani drobnoziarnistości garbników, wydał się nieco zielony i szorstki. Natomiast dobrą niespodzianką okazał się 2007, który był dość podobny do 2004: bogaty, sycący, skoncentrowany, raczej słodki niż zielony i od starszego brata odstający głównie wiekiem, a nie jakością. To rocznik aktualnie dostępny u Mielżyńskiego za 178,50 zł i zaryzykowałbym stwierdzenie, że warto.

Foradori vertical @Mielżyński
Prosimy o więcej pionowych degustacji!

Natomiast kolejne dwa roczniki, 2008 i 2009, zbiły mnie z tropu. Są ciekawe, ale zupełnie inne od poprzednich. Beczkowe bogactwo i miękkość zastępuje w nich kwasowa ostrość, nuty zielone, naturalistyczna ekspresja „senza trucco”, czyli bez makijażu, jak brzmi oryginalny tytuł filmu Natura, kobiety i wino. Elisabetta Foradori od kilkunastu lat prowadzi uprawę biodynamiczną, od dekady fascynuje się gruzińskimi amforami, w winnicy ma nawet kilka rzędów saperawi i innych kaukaskich dziwów. Do amfor trafiają od 2009 roku dwa Teroldego z pojedynczych winnic, Sgarzon i Morei. (Wkrótce będą dostępne u Mielżyńskiego). Ich ekspresja jest zupełnie inna niż dawnego Granato (w którego skład wchodziły w czasach przedamforowych): mniej ściśnięte, bardziej otwarte, mają uderzające bukiety korzenno-kwiatowe z owymi dziwnymi nutami ceglanej mączki charakterystycznymi dla win czerwonych z amfory. W smaku są o wiele ostrzejsze, kwasowość w nich hasa bez karcącego bata nowej beczki; są fenomenalnie długie. Nie są z pewnością winami gorszymi, ale zupełnie innymi, do których trzeba się przyzwyczaić, podobnie jak miłośnik Mozarta musi zmienić system operacyjny w głowie, gdy po raz pierwszy słucha muzyki dodekafonicznej. Podobnie zaczyna teraz smakować samo Granato.

Nowa przygoda Elisabetty Foradori (o której pisałem już tu) jest fascynująca i zaprowadzi nas tam, gdzie jeszcze nie byliśmy. Nic już nie będzie takie, jak dawniej. Nieco wbrew sobie, pijąc ostatnie łyki beczkowego Granato 2004, poczułem tęsknotę za tym, co bezpowrotnie mija.

Degustowałem i jadłem na zaproszenie Roberta Mielżyńskiego. Szczególne podziękowanie dla Tomka Prange-Barczyńskiego, który poświęciłem 2 butelki Granato 2004 ze swojej kolekcji.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Ola Krol

    • Wojciech Bońkowski

      Ola Krol

       Dzięki!

  • monty

    Myślę, że warto podkreślić dość spore różnice między Sgarzon i Morei. Bo to wina z „zupełnie innej beczki”. Sgarzon jest bardzo delikatny, kwiatowy, finezyjny, owocowy (granaty), Morei to jednak ciemne, głębokie, gęste, ale i mineralne i – jak piszesz – ostre w swej kwasowej frywolności. A amfory, to prezent od Giusto :-)

  • Slawomir Hapak

    Poruszyło mnie, Wojtku, drugie zdanie Twojego tekstu…
    Dlaczego nie organizuje się (nie organizujemy) degustacji pionowych?
    Sam się zastanawiam, i nie znajduję jednej odpowiedzi.
    Być może dlatego, że importer to taka sama firma jak każda inna, czyli jej naczelny cel to zysk netto na koniec roku. Taka zaś degustacja jest zaprzeczeniem tego celu: promuje przecież wina, którymi nigdy nie będziemy handlowali…
    Być może dlatego, że nie istnieje dobrze zdefiniowana grupa odbiorców, do której taką degustację należałoby zaadresować. Oczywiście na takich degustacjach na 100% pojawią się blogerzy i dziennikarze, co (teoretycznie) może się przełożyć na wynik sprzedaży i świętą krowę wszelkiego biznesu – zysk netto. Jednak to teoretyczne założenie, nie za bardzo przekładające się na rzeczywistość.
    Może wreszcie dlatego, że zorganizowanie degustacji pionowej jest dość specyficzną formą klaskania samemu sobie. Oczywiście wybierzemy na taką degustację jedno ze swoich najlepszych win, co z definicji powinno nam zapewnić dobrą prasę. Oczywiście postaramy się, by na degustacji było kilka wybitnych roczników – dobra prasa do kwadratu. Jeśli na dodatek uda się zaprosić dobrego prowadzącego, najlepiej winemakera, który ma coś istotnego do powiedzenia – mamy dobrą prasę do sześcianu…
    W przypadku takich firm jak firma Roberta Mielżyńskiego (importer i detalista w jednym) działanie takie ma zapewne sens. Tym bardziej, że jego wine bar zlokalizowany jest na mapie PL w najlepszym z możliwych miejsc, w mieście które „odbiera” połowę sprowadzanych win jakościowych.
    Być może tym śladem pójdą/powinny pójść inne firmy importerskie z Warszawy, bo w ich wypadku będzie to miało sens.
    W przypadku wszystkich pozostałych… cóż, można samemu sobie czasem poklaskać, zaspokoić swoje ambicje „zaistnienia” czy „pokazania się”… Dobrze jednak być świadomym, że wykonuje się działanie być może szczytne, ale zupełnie niepotrzebne ani sobie, ani swoim potencjalnym odbiorcom.
    ***
    Mam nadzieję, że za chwilę zobaczę masę sensownych argumentów za robieniem degustacji pionowych.
    Bardzo o nie proszę!
    W poniedziałek rano zaniosę je do Prezesa…
     

    • Wojciech Bońkowski

      Slawomir Hapak

      Wedle dobrego obyczaju który znam, wina na degustację pionową dostarcza producent (oprócz bieżącego rocznika który jest po stronie importera). Tyle jeśli chodzi o koszty.
      Firmom spoza Warszawy nic nie broni zorganizować pionówkę w Warszawie, w której te firmy często zresztą sporo sprzedają. Chociaż trudno mi uwierzyć że w takim Poznaniu, Gdańsku albo i Gliwicach nie znajdą się odbiorcy dobrej pionowej degustacji.
      Jak najbardziej uważam że adresatem takich degustacji powinni być konsumenci (prasa – też, ale nie zamiast). Przecież to właśnie konsumentom warto naocznie pokazać, dlaczego za wino X niegotowe do picia warto zapłacić 100 czy 200 zł.

      A co do reszty – degustacja pionowa to typowe działanie promocyjne. Oczywiście nie przekłada się na zysk netto w krótkim okresie. Buduje markę, zainteresowanie i zaufanie zarówno dla producenta, jak i importera. Sprawia że w długim okresie zarówno ja, jak i klient Y poszukując w pamięci znakomitego wina włoskiego do długiego starzenia, które warto dać w prezencie, zarekomendować na znakomitą kolację, umieścić w ilości 24 butelek w piwnicy, pomyśli akurat o Foradori.

      • reuptake

        Wojciech Bońkowski

        No i właśnie takie miejsca, w którym pojawiają się klienci kupujący wina po 100 czy 200 zł w ilości 24 sztuk, organizują pionowe degustacje (czasem). Jest wiele takich miejsc?

        • Wojciech Bońkowski

          reuptake

          W tym roku w Wwie takie degustacje zorganizowali Mielżyński i Centrum Wina. Tylko dwa sklepy mają takich klientów w mieście sprzedającym 50 mln butelek rocznie?

          • reuptake

            Wojciech Bońkowski

            Nie zdziwiłbym się.

  • Snsk

    Czy wina Arianny Occhipinti ktoś w końcu do Polski importuje? Miał to być Brix65, ale wygląda na byt martwy, przynajmniej w sieci…

    • reuptake

      Snsk

      Przyłączam się do pytania.

      • Wojciech Bońkowski

        reuptake

        Brix65 działa normalnie, tylko cennik zdjęli ze strony. Jutro potwierdzę jak z dostępnością Occhipinti.

        • Wojciech Bońkowski

          Wojciech Bońkowski

          Brix65 informuje: „Wina Arianny Occhipinti są dostępne w naszym sklepie Winny Garaż oraz na zamówienie: SP68 – 78 zł, Nero d’Avola Siccagno – 122 zł. Frappato będzie dostępne w przyszłym roku”.