Dyskont pod żyrandolem
Tak sobie myślę, że zdecydowanie częściej powinien chodzić do dyskontów. Naczytał się człowiek Sławka Chrzczonowicza, naczytał Marka Bieńczyka i sobie wyobraża, że to jakieś ponure miejsca, gdzie się trzeba z marginesem społecznym bić o konserwy z promocji. Tymczasem rzeczywistość jest zgoła inna – w takiej Biedronce na przykład są okrągłe stoły z białymi obrusami pod szklanym atrium, trio plumka na żywo czilautową muzykę, jest subtelna gra świateł, stoły uginające się od cateringu… Tak, przyznam się bez bicia, czułem się w Biedronce zdecydowanie underdressed. W tej jednej, konkretnej, na potrzeby promocji Festiwalu Hiszpańskich Win – nowej winiarskiej oferty sieci – na jeden wieczór zaaranżowanej w salach Domu (nomen omen) Dochodowego przy Placu Trzech Krzyży.
Ja jestem co prawda z prowincji i wystarczy mi widok ruchomych schodów, żebym się czuł oszołomiony i gapił z półotwartymi ustami. Nie poświęcam jednak tyle miejsca oprawie imprezy bez kozery – na tle tej pompy i celebry wina wypadły po prostu blado. Prezentowane jako siódme cudy świata, bez zająknięcia się o cenach, nie mogły znieść presji i albo lały wodę (jak białe Alvarez de Toledo Bierzo Godello 2010, o dość przyjemnym, kosmetycznym nosie ale niemożebnie lurowate w ustach i ze słono-gorzką końcówką, czy Santana Vino de la Tierra de Castilla 2010, znów zachęcające delikatnym owocowym nosem i znów niestety popłuczynkowate) albo zamykały się w sobie i miast uczuć okazywały oschłość (jak Casa Safra Terra Alta Reserva 2007, kolejne wino bardzo obiecujące aromatycznie, ale w ustach przykro suche czy kreowana na gwiazdę promocji Clos Montebuena Rioja Reserva 2005, owszem, nawet bardzo solidna, o dobrej jakości owocu, ale znów zaklepana beczką ponad miarę). Najlepiej bronił się środek stawki – Enate Somontano 2009, nieco ściśnięte, ale ładnie soczyste i po prostu pijalne oraz Monasterio de las Viñas Cariñena 2008, o fantastycznym, pastelowym bukiecie i nieco niestety suchawych, ale dużo mówiących o potencjale wina ustach. No i Cava Pata Negra, choć coś irytującego jest w jej agresywnym dość musowaniu, broni się lekkością i bezpretensjonalnością
Gdy już post factum sięgnęliśmy do marketowej gazetki, wiele się wyjaśniło. Te hiszpańskie objawienia, te cudowności mniemane, to są oczywiście wina taniutkie, z których najdroższa rioja kosztuje magiczne 29,99 zł, a najtańsza Santana 9,99 zł. Czy to coś w ich ocenie zmienia? Dla osób, dla których cena jest wyznacznikiem podstawowym – zapewne tak. Tylko czy nie można było tak od razu, proszę Biedronki? Po co te świecidełka?
Degustowałem na zaproszenie Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci sklepów Biedronka.