Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Le Sang des Cailloux Vacqueyras Azalaïs 2012

Komentarze

Domaine Le Sang des Cailloux Vacqueyras Azalaïs 2012

Domaine Le Sang des Cailloux Vacqueyras Azalaïs 2012

Marzyłem o spróbowaniu tego wina od 30 września 2006 roku. Wtedy to w czternastym numerze The World of Fine Wine Andrew Jefford zainaugurował nowy dział zatytułowany „One Bottle”. Co kwartał wybierał jedną, szczególną butelkę wina i poświęcał jej bo ja wiem co? Esej, opowiadanie, medytację, elegię? Była to bodaj najciekawsza proza o winie w światowej prasie; szkoda, że już ją wycofano.

Otóż pierwszą z owych „wielkich butelek” Jefforda było Le Sang des Cailloux Azalaïs 1998. Posiadłość od dawna uznana, rocznik w Dolinie Rodanu wybitny, lecz w swojej butelce Jefford znalazł o wiele więcej niż tylko dobre Vacqueyras:

Does one always feel tender-hearted about the last bottle of a case? Not necessarily. There’s only one bottle left of my 1996 Chablis La Forest, and I’ll be glad to see the back of it. It would, perhaps, have made very good Champagne. As Chablis, it never emerged from its acidic armature. Clank, clank, clank: I began to doubt there was any human warmth inside it at all, let alone that of the pure-souled Vincent Dauvissat. I never opened a bottle without a wince. Those exasperating ‘96s … Mental note: if it tastes too acid, it is too acid.

This case is different. Every bottle has brought its drinkers smiles and laughter. All wine is summer wine, of course, by definition; but whenever I opened a bottle of this particular red, birdsong seemed to trickle into the room. There was a peony freshness lifting from the glass; one sip, and in flooded the citrus-grove warmth. The wine would trill like a cigale. And now I’m down to the last bottle.

It isn’t what you would call serious fine wine: a tasting bench Trojan, a banker, a monstrance. It was so pretty when it was young that you would have sworn it would never last. I don’t know what the blend is, but there must be an armful of Syrah in there: nothing else could give it that jeunes filles en fleurs allure. It was one of those wines which, once smelled, you could not leave undrunk; if you were having a dry month, you’d need to get someone to lash you to the stair balustrade, like Odysseus steering his ear-plugged crew past the Sirens. The flowers filled the mouth, as well, once the inevitable happened and you sipped away, but there was a warmth there, too; real flesh on its bones and a carnal way of moving them; not such a jeune fille after all. We are, as you can see, very much in the world of the senses. I have a soft spot for wines of the intellect, too, but this has never been one of them.

It’s a Vacqueyras; the greatest Vacqueyras I’ve ever tasted, though that doesn’t put it ahead of a huge field. Its short life came into being in 1998: a vintage which still provides many of my reference memories for the wines of the southern Rhône and Languedoc. This is the Cuvée de Lopy from Domaine du Sang des Cailloux, the ‘domain of the blood of the stones’. Estate names don’t come better than that, do they?

„Krew Kamieni” to faktycznie wybitna nazwa, prawie jak ulubione przez Bieńczyka Chasse-Spleen. Po opisie Jefforda „krew kamieni” chodziła mi po głowie przez lata, ale okazje do jej wypicia jakoś się nie nadarzały. Moje degustacyjne ścieżki prowadziły coraz częściej za Alpy albo nad Cisę, a gdy już pojawiałem się w kraju Galów, win Serge’a Férigoule’a nigdzie nie mogłem znaleźć. Góra nie chciała przyjść do Mahometa, na szczęście mi ją przysłali pocztą: importer DELiWINA wprowadził do swojego katalogu to jedno, jedyne wino: Azalaïs 2012 (116 zł).

Po tylu latach miałem wreszcie stanąć twarzą w twarz z Azalaïs. Ta dziwna nazwa to prowansalskie imię jednej z trzech córek Férigoule’a (pozostałe to Doucinello i Floureto). Znaczy ono tyle co „ta, która rządzi w niebie i na ziemi”. Ze zdenerwowania złamałem korek, rozlałem wino przy nalewaniu. Nie dorosło jednak do swej nazwy ani do poezji Jefforda; zaczynało się mięsno-stajennym smrodkiem bretta. To normalka w winach z Rodanu z tamtych czasów, ileż to butelek Châteauneuf zepsuł zbyt bliski kontakt z koniem. Syrah przeważa nad Grenache: pieprz nad maliną, wiśniowy kwas nad śliwkową słodyczą, stres nad radością. Chociaż Vacqueyras to najbardziej „męskie”, mięsiste, cierpkie wydania Grenache, więc wino w sumie okazało się logiczne. O wiele za wcześnie na nie; dziś polubi je chyba tylko zagulaszowany dzik.

Nie było błysku ani tej urody, którą tak pięknie ewokował Jefford. Ale może się myliłem? Trudno było rozplątać ten splot oczekiwań i rzeczywistości, marzeń i materialnego faktu. W kieliszku miałem tylko sfermentowany sok z winogron, a przecież wino to opowieść, Jefford zrozumiał tę tajemnicę i potrafił jak nikt inny ją dopowiedzieć. Dante widział swą Beatrycze dwa razy w życiu, Petrarka spotkał Laurę jeden raz albo może nawet w ogóle. Azalaïs urosła w mej myśli do takiego mitu, który nie mieścił się już w rodańskiej butelce.

Pięknie się to jednak piło, szukając wczorajszych emocji i nostalgicznie marząc o czymś więcej niż realność. Długie zimowe wieczory rozświetliły się tą obecnością; na drugi, trzeci dzień taniny się powoli wygładziły, bukiet wyczyścił, więc może to nie był brett, tylko pieprzyk na poza tym nieskazitelnej twarzy Azalaïs. Twarzy o dziwnych rysach, innych niż na wyobrażonym obrazie, ale to było wino żywe, wino prawdziwe. Poczułem wdzięczność, że mogłem je spotkać. Ale to uczucie już wyraził lepiej Jefford:

This wine has arrived at its destination, without any great drama or fuss, and I’m only grateful that we were alive at the same time.

Źródło wina: udostępnione do degustacji przez importera.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Sebastian Zdegustowany Bazylak

    No dobra, ale ile serduszek? ;)

    • Wojciech Bońkowski

      Sebastian Zdegustowany Bazylak

      Serduszek akurat sześć, oczywiście. Bo właśnie dlatego nie używamy skali gwiazdkowej albo punktowej.

      • JM

        Wojciech Bońkowski

        Nowa skala? Sześć serduszek?
        „Serduszek akurat sześć, oczywiście. Bo właśnie dlatego nie używamy skali gwiazdkowej albo punktowej.” Szukam logiki w tym duecie zdań. Zechce Pan pomóc? Tzn. dlaczego?

        • Wojciech Bońkowski

          JM

          Idziemy za głosem serca a nie sztywnych ram punktowych.

      • grzegorz roman

        Wojciech Bońkowski

        Zaciekawiony wpisem poszukałem :
        * 90/100 Robert Parker
        * 92/100 Wine Spectator
        * 14,5/20 Revue des vins de France
        * 15,5/20 Grand guide Bettane & Desseauve
        Za wino za ca 16 E to b. dobre recenzje ale za 116 PLN chyba podziękuję.
        Tak czy inaczej dziękuję winicjatywie za inspiracje.

        • Marcin Aleksander

          grzegorz roman

          We Francji wino kosztuje w granicach 20 euro, ale są dwa problemy: trzeba być we Francji albo dopłacić grubo za przesyłkę (powiedzmy delikatnie: półlegalną ;) ). W tym kontekście cena nie wydaje się aż tak przesadzona, bywało gorzej u tego importera.

    • Marcin Jagodziński

      Sebastian Zdegustowany Bazylak

      W mojej Biedronce go nie ma!

  • Martin

    Czy bedzie jakieś podsumowanie AD 2015?
    Zawsze było sporo kontrowersyjnych tez, od razu była dyskusja…

    • Wojciech Bońkowski

      Martin

      Będzie. Ale rok wciąż trwa!!

  • JM

    „O wiele za wcześnie na nie”- jestem ciekaw recenzji za 5-7 lat..Pewnie sporo ewaluuje,dajmy czasowi czas..