Sekta Hubera
Upalny dzień, podwórko jednego z najlepszych warszawskich wine barów, my na szczęście w cieniu i w oczekiwaniu na pierwsze bąbelki tego poranka. Redaktor Wrześniewska wśród ogólnego rozbawienia zdejmuje swoje żółte okulary słoneczne z napisem Veuve Cliquot, ja otwieram mój notesik Moleskina z napisem Krug. Znane marki szampana otagowały naszą rzeczywistość. Czekamy na bąbelki.
Sławek Hapak, cały na czarno wznosi ręce. W nich trzyma swoje gadżety, przy których nasze niech się schowają. Wygląda jak natchniony derwisz, mam wrażenie, że zaraz zacznie tanecznym krokiem kręcić się wokół własnej osi (może powinien właściwie zacząć ubierać się na biało?). W jego dłoniach kamienie. Zimne, pachnące ziemią kamienie. Gadżet przywieziony z parceli, z których wino zaraz pić będziemy. A owo wino to nie szampan, a jednak w niczym szampanowi nie ustępuje. Nos nieśmiały, zimny, kamienisty, gdzieś w tle subtelny zapach gruszki. Dopiero w ustach wino staje się pełne, rozbuchane owocem, głównie właśnie tą dojrzałą gruszką, trochę pigwą, którą znam z nadloarskiego ogrodu moich dziadków. Długie, kwasowe, jedwabiste. „Zgrabna rzecz” – podsumowuje nasz prowadzący degustację. No zgrabna, nie da się ukryć.
Pijemy dziś wina Markusa Hubera – młodej gwiazdy z Traisental w Austrii. Uwielbiam jego rieslingi i grünery, nie znam zupełnie jego win musujących, a jest nimi podobno zafascynowany. Specjalnie pojechał do Szampanii, aby zdobyć praktyczną wiedzę o produkcji bąbelków, w Austri zwanych sekt. Tym pierwszym degustowanym winem był musujący Grüner Veltliner Berg 2012 (85,50 zł). Porządnie ustawia nasze kubki smakowe oraz poprzeczkę. Po nim próbujemy Chardonnay Berg 2012 (85,50 zł) – jak można się spodziewać po chardonnay – jest pełniejsze, kremowe, miękkie, ma drobniutkie, subtelne bąbelki. Wolę grünera – wydał mi się bardziej owocowy, „przyjazny” i po prostu ciekawszy.
Trzecim sektem Hubera jest różowy Pinot Noir Berg Rosé 2010 (96 zł) – 3 lata na osadzie, zimny kamienny nos z mocno zaznaczonym owocem. Usta pełne, konkretne, truskawka, biała porzeczka, poziomka, a wszystko lekko taniczne i pieprzne. Megaelegancki, najlepsze wino musujące ostatnich kilku miesięcy.
Po takim wstępie nic już nie jest takie samo. Na szczęście spokojne wina Hubera nie rozczarowały rozpieszczonych uczestników degustacji. Najbardziej polecam jego grünery. Począwszy od dość nobliwego i zamkniętego w sobie podstawowego Traisental DAC 2013 (45 zł), przez ziołowo-pieprzne Obere Steigen 2013 (58,50 zł) z cudownymi nutami łąki pełnej kwiatów, aż po Erste Lage Berg 2011 – wino po prostu idealne – mnóstwo ciała, lecz zgrabne, oleiste i równocześnie kwiatowe, mimo że kwiatowe, to też grzybowe, truflowe, ziemiste i kamienne. Niesamowite. Ale też i nie najtańsze – za takie emocje płaci się 135 zł. Ja należę do sekty Hubera. Zapraszam i Was.
Importerem opisanych win jest Interwin. Podane ceny dotyczą zakupów tamże.
Degustowałam na zaproszenie importera.