Pic na cydr
Cydr to najmodniejszy alkoholowy temat tego lata. O zawrotnej karierze cydru w Polsce piszą wszystkie gazety i strony internetowe od „Pulsu Biznesu” po Pudelka. „Polska wreszcie może mieć produkt, który podbije światowe rynki”; „w błyskawicznym tempie podbije świat”, „Polskie cydry w natarciu”, „Takiego hitu nikt się nie spodziewał” – to tylko niektóre sensacyjne slogany, którymi prasa strzela od kilku miesięcy. A co się stało? Nie stało się nic.
Według danych ISWR za rok 2011 w Polsce sprzedało się 250 tys. litrów cydru (w tym 50 tys. krajowego). Dziś z pewnością jest to więcej. Konsumenci zaczęli kupować mocno reklamowy produkt, którego wcześniej nie było, a teraz postawiono na półki. Ale warto uzmysłowić sobie skalę: w tym samym 2011 roku w Polsce sprzedało się przeszło 3 mld litrów piwa i 110 mln litrów wina importowanego. Nawet jeżeli sprzedaż cydru wzrośnie 10-krotnie, będzie nadal stanowiła 0,0008% rynku piwa i 2% rynku wina w Polsce.
Czyli co się stało? Oficjalnie powodem wzmożonego zainteresowania konsumentów cydrem jest obniżka akcyzy – wcześniej stawka wynosiła 158 zł/hl (tyle, co na wino), a w tym roku obniżono ją do 97 zł/hl. Przekłada się to na cenę niższą o 60 gr za litr, czyli 30 gr na typowej butelce cydru 0,5L. Czy konsumenci rzucili się na cydr, żeby zaoszczędzić 30 groszy? Nie.
Tak naprawdę „cydr” jest nowym, bojowym hasłem Polskiej Rady Winiarstwa. Organizacja ta zrzesza krajowych producentów „win” owocowych oraz wielkich importerów – firmy takie jak Ambra S.A., Jantoń, Vinpol, Bartex, Warwin, a także Centrum Wina, Piwnicę Wybornych Win, Castel. Jest to krótko mówiąc syndykat przemysłowych firm, które rządzą hurtowym rynkiem „wyrobów winiarskich” w Polsce. W tle jest dramatyczny spadek sprzedaży win owocowych w Polsce – jeszcze w 2011 roku ze sprzedażą 280 mln litrów stanowiły one 2/3 rynku wina, dziś to zaledwie 160 mln L a prognozy średnioterminowe przewidują spadek o 7–8% rocznie. Trudno się dziwić – cywilizacja miłośników Komandosa i Ewy w Truskawkach powoli, ale nieodwołalnie odchodzi w przeszłość. Wielcy wytwórcy muszą więc szybko znaleźć rozwiązanie. Stąd pomysł cydru. Generalnie jest to więc wishful thinking z rodzaju „mamy jabłka, możemy robić świetny cydr”. Pomijam już kwestię, że gdyby to było takie proste, to najlepsze wina na świecie robiłyby Chiny, które mają naprawdę dużo winogron. A Polska co roku zgarniałaby Nagrodę Nobla. Bo przecież „mamy ludzi”.
Tyle przydługiego wstępu. Czy cydrowy skok na kasę się uda? Nie sądzę. Powody są trzy.
1. Smak – Spróbowaliśmy 30 cydrów dostępnych na warszawskich półkach – 11 krajowych i 19 importowanych. To oczywiście nie jest pełen przegląd rynku – dostępnych cydrów jest kilka razy więcej. Ale dobre pojęcie o tym, co jest w butelce. A jest, dosadnie mówiąc, badziewie. Z tych 30 degustowanych napojów nie dopiłbym w normalnych warunkach 20. A ile bym kupił? Cztery, pięć.
Problemów jest wiele. Cydry wytrawne to trunek dla koneserów. Trzeba przywyknąć do tych smrodliwych bukietów i serowych zapaszków. Z jedzeniem byłoby lepiej, ale przecież my, Polacy, nie pijemy do jedzenia. Ale przynajmniej ma się świadomość obcowania z autentycznym produktem rolniczym. Natomiast cydr słodki bardzo szybko stacza się w kierunku soft drinku. Zresztą jest nim faktycznie. Bo ponad połowa pitych przez nas „cydrów” to w istocie napoje gazowe na bazie koncentratu soku jabłkowego, z walnym udziałem syropu glukozowo-fruktozowego i wszelkiej maści konserwantów (sprawdź skład wszystkich cydrów w tym dokumencie).
Niestety ten bałagan panuje na całym świecie. Legislacja jest wyjątkowo liberalna. Na przykład w USA cydr według przepisów musi mieć od 0,5% (co to za cydr?) do 7% alkoholu (wiele tradycyjnych cydrów ma więcej), w Kanadzie 2,5–13%. Przepisy pisane pod dyktando przemysłowych producentów dopuszczają, by cydr składał się zaledwie w 30% z soku jabłkowego! Cydr jest technicznie winem i często się go do wina porównuje – więc teraz wyobraźcie sobie sytuację, w której wino składa się w 30% z winogron, a reszta to woda, słodziki, dokwaszacze i konserwanty. Horror.
Powiedzmy sobie wprost: prawdziwy naturalny cydr wyciskany jest ze świeżych jabłek. Od biedy można do niego dodać drożdży i szczyptę siarki, jak do wina. Nie jest filtrowany ani pasteryzowany! Napojom o nazwie cydr na naszych półkach naprawdę bliżej jest do Fanty niż do wina.
2. Cena – Cydry sprzedawane są w butelkach o różnej pojemności, ale cena za litr ułatwia porównanie. Najtańszy próbowany przez nas cydr kosztuje nieco poniżej 8 zł/L (sprawdź wszystkie ceny w tym arkuszu). Większość mieści się w przedziale 15–30 zł/L. Jak widać, tego typu produkt nie ma szans konkurować z piwem, które kosztuje przeciętnie dwa razy mniej. Z czym w takim razie? Z winem? 7–8 lat temu może była na to szansa, lecz dziś, gdy w całej Polsce łatwo dostępne jest przyzwoite wino z dyskontu za 9,99–12,99 zł, smakowo o wiele lepsze, a jakościowo o wiele bardziej regularne od cydru… Krótko mówiąc, cydrowi pozostaje walka o wąską niszę na rynku. Będzie się raczej ścigał z Radlerem i „wiśnią w piwie” niż nagryzał kawałki tortu np. winu. Nisza to na pewno nie będzie „80 milionów litrów rocznie, czyli tyle co w USA”, jak przeczytałem w jednym z artykułów.
3. Otoczka – Wino kupujemy często z pobudek aspiracyjnych. Chablis to jednak brzmi dumnie. Za winem stoi tysiącletnia kultura i niesamowite bogactwo smaków. Piwo z kolei może nie jest prestiżowe, ale za to fantastycznie pozycjonowane – wiodące marki na marketing wydają miliony złotych, zarządzanie marką, identyfikacja wizualna, różnorodność produktów są na bardzo wysokim poziomie – tak w Polsce, jak i na świecie. Tymczasem polskiemu cydrowi słoma z butów wychodzi na potęgę. Etykiety przypominają konkurs rysunków na ZPT-ach w podstawówce. Butelki kleją się od wyciekającego syropu; kapsla twist-off nie da się odkręcić. Pewna znana marka w litrowej butelce ma zakrętkę jak od taniej wody sodowej za Gierka.
Sprzedawcy nie mają o cydrze pojęcia. Znamienną scenkę przeżyłem w pewnym sklepie z alkoholami. „Szukam cydru” – „Nie mam, nie prowadzę takiego produktu” – odpowiada mi pani za ladą, a za nią… cały regał obstawiony Cydrem Lubelskim. Handlowiec z Ambry, który „wrzucił” produkt razem z El Sol i Dorato, nie zdążył wytłumaczyć, co to takiego. W marketach nie jest lepiej. Cydru należy raz szukać wśród piw, raz – wśród wódek smakowych. Najczęściej jest wciśnięty gdzieś w kąt. W dyskontach cydru zaś w ogóle nie uświadczymy. Biedronka dopiero teraz wstawi pierwszy produkt z tej kategorii na półki i mam wrażenie, że robi to bez przekonania. A jeżeli cię nie ma w Biedronce…
Traf chciał, że po panelu cydrów poszedłem na obiad do restauracji i zamówił do picia sok. Sok jabłkowo-porzeczkowy z tłoczni Maurera. Czysty sok tłoczony z dobrych polskich owoców, a nie żaden przemysłowy wybór z koncentratu, wody z kranu i regulatora kwasowości. Takim produktem rzeczywiście moglibyśmy zawojować świat.
Przeczytaj również: podsumowanie panelu degustacyjnego 30 cydrów z polskiego rynku, wideo z opiniami panelistów, 12 rzeczy które warto wiedzieć o cydrze, zestawienie danych o cydrach (skład, cena, gdzie kupić).