Colares – gdyby saudade była winem
Były porównywane do Médoc, uważane za lżejsze wcielenia burgundów czy nieco bardziej cieliste Beujolais. Lśniły najjaśniejszym blaskiem na XIX-wiecznych stołach Portugalii i jej kolonii, stanowiąc nierozerwalne trio: kolację rozpoczynano kieliszkiem białego wina z Bucelas, solidny posiłek popijano diabelnie taniczną czerwienią z Colares, a wzmacniane Carcavelos słusznie wieńczyło dzieło. Blask przygasł i dziś w tych regionach pachnie głównie melancholią i rozgoryczeniem, bo pamięć o latach tłustych jest tu bardzo żywa. Smak win pozostał jednak niezmienny: klasyczny, historyczny, autentyczny, o niebywałym charakterze; gdyby saudade mogło być winem, byłoby Colares.
Gdy po raz pierwszy poprosiłam o pomoc w zorganizowaniu wizyty w regionie, zapytano mnie – z przekąsem wyczuwalnym na odległość 3300 km – czy jestem archeolożką. Ale dwa dni później wiatr urywał mi głowę w winnicach nad oceanem.
Winnic w Colares, oddalonym od Lizbony o mniej więcej 30 km, jest niewiele (ze wspomnianej wyżej trójki w latach 90. odrodziło się w widocznym stopniu tyko Bucelas). Uprawy wyglądają tu bardziej jak zaniedbane przydomowe ogródki: winorośl, często 100-letnia lub starsza, płoży się na piasku (to on powstrzymał filokserę, która nigdy nie dotknęła tej okolicy; sięga tu nawet do 7–8 m w głąb), a w okresie największych upałów lub deszczu wznosi się ją ponad ziemię na półmetrowych tyczkach. Opodal, na odległość wzroku i słuchu – ocean. Niewielkie parcele są od siebie oddzielone słomianymi lub bambusowymi osłonami przeciw silnym wiatrom.
Colares – najbardziej wysunięty na zachód winiarski region kontynentalnej Europy – mogło umrzeć poprzez wchłonięcie przez nadmorskie aglomeracje. Ale nie umarło. Około 25 lat temu dosadzono nawet w okolicy Azenhas do Mar około 12 ha ramisco – lokalnego szczepu, dającego wyraziście taniczne i kwasowe wina, być może jedynej odmiany w Europie, która nigdy nie był szczepiona na amerykańskich podkładkach. Najlepsze z nich pochodzą z piaszczystego podłoża (w latach 30. zakazano w Colares mieszania win z upraw na różnych glebach), pachną maliną i wiśnią, mają żywą kwasowość i – jako młode – garbnik nie do wytrzymania. Ramisco musi stanowić 80%, czasem jest mieszany z castelão czy tinta miúda. To są wina niezwykle długowieczne.
Wiodącą rolę odgrywa założona w czasach Estado Novo spółdzielnia Adega Regional de Colares, odpowiadająca za ponad połowę produkcji wina i współpracująca niemal ze wszystkimi winogrodnikami. W latach 30. ubiegłego wieku produkowała ponad 100 mln litrów wina rocznie, dziś – nie więcej niż 70 tys., co może służyć za XX-wieczną historią regionu w pigułce.
Szczególnie zapadła mi w pamięć wytwarzana tu malvasia de colares, łącząca ciężkawy, woskowo-miodowy i nieco ziołowy aromat z wytrawnym, intensywnym i mającym swoją wagę ciałem. Słoność nadała winu dodatkowego wymiaru. Jeszcze żywsze i bardziej charakterne wydały mi się wina od Adega Viúva Gomes, producenta działającego tu od 1808 roku. Wina obydwu producentów znajdziecie w w portugalskich sklepach z winem w mniejszych niż standardowe, półlitrowych butelkach. Być może wkrótce będzie ich więcej – w ciągu ostatniego pięciolecia przybyło kilka hektarów upraw. To dużo, biorąc pod uwagę, że mówimy o 23 ha w roku 2010.
Tych, których kręci podróż w lata, kiedy Brazylia wprowadzała druzgocące embargo na portugalskie wina, do władzy dochodził Adolf Hitler, a Francisco Paulino Hermenegildo Teódulo Franco y Bahamonde Salgado Pardo przeprowadzał w Hiszpanii antyrepublikański przewrót, posłałabym do piwnic Viúva Gomes. Wina trwają mimo burz.