Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Codorníu Zero

Komentarze

codorniu-zero

Codorníu Zero

Nigdy nie mogłem pojąć hejtu wobec piw bezalkoholowych. Na mój smak niewiele albo wręcz niczym nie różnią się od swoich sobowtórów alkoholowych. Zawsze marzyła mi się degustacja w ciemno, w której piwni eksperci mają w kieliszkach te same trunki z 0% i 5% alkoholu.

Wino to jednak co innego, prawda? Wino jest o wiele szlachetniejsze i bardziej złożone w smaku niż piwo. Tutaj alkohol gra już znaczącą rolę, stanowi 10, 11, 12, 13, 14, niekiedy 15% wolumenu wina. Wina bezalkoholowe to koszmarne bękarty nowoczesnej enologii, jakieś smakowe mutanty – przypominają wino, ale brakuje im istotnej składowej… To się po prostu nie może udać, tak uczy doświadczenie i zdrowy rozsądek.

No więc, drodzy Czytelnicy i Czytelniczki, zdrowy rozsądek uczy, że niektórzy i niektóre z nas z różnych, samochodowych, zdrowotnych, macierzyńskich względów ma ochotę napić się wina, ale takiego bez procentów. A doświadczenie wskazuje, że wina bezalkoholowe powoli, żmudnie, od paru lat robią się coraz lepsze. Już nie smakują bolesną fantomową pustką, już nie są dziwnymi zombie, które pozbawiono zmysłowej duszy. Coraz częściej przypominają „normalne” wino, jedynie trochę zmodyfikowane. Naturalną korelacją przypadkiem, a raczej korelacją, że cieszą się coraz większym powodzeniem również w Polsce.

Mimo wszystko sensacją jest pojawienie się pierwszego bezalkoholowego wina… musującego! Cavę bez bąbelków zabutelkował (nie pytajcie jak) jeden z dwóch wiodących producentów w tej apelacji. I kolejna sensacja – to „wino” da się pić. Daleko mu do muślinowego gruszkowego smaku najlepszych Cav Codorníu, ale jest przyjemnie jabłkowe, przyzwoicie świeże, choć też i mocno słodkie (jak powiedział mi przedstawiciel producenta, „cukier resztkowy wypełnia pustkę po usunięciu alkoholu”). Krótko mówiąc, można się napić bez przykrości i obciachu.

Importerem Codorníu Zero jest Cerville Investments. Wino dostępne w cenie 49 zł w sklepach winiarskich Aga w Warszawie (CentrumCzerniakówKonstancin) oraz bezpośrednio u importera: ul. Czerniowiecka 2b, kontakt: Marcin Uściłowski, tel. 728445262.

Źródło wina: próbowane na degustacji publicznej.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Mateusz Papiernik

    Z tym piwem to pojechałeś po bandzie bez ceregieli. :)

    • koluszek

      Mateusz Papiernik

      Bez ceregieli i trochę niesłusznie moim zdaniem :) łatwiej znaleźć pijalne i w miarę smaczne piwo bezalkoholowe niż wino – testowane na sobie i mojej żonie w ciąży. Z win to znaleźliśmy tylko jakieś różowe musujące w piotrze i pawle za 15zł i to trochę przypominało wino bez jakiejś ogromnej dawki cukru, a z piw to już trochę szerszy wybór – bavaria wit , 1na100 z kormorana czy be free z dr brew a nawet noteckie :) fakt trzeba się naszukać ale i tak łatwiej niż z winem. Pozdrawiam :)

      • Sławek Chrzczonowicz

        koluszek

        Ależ Wojtek właśnie napisał, że nie rozumie hejtu wobec bezalkoholowych piw, które są jego zdaniem, całkiem niezłe. Gdzie tu jazda po bandzie?

        • Mateusz Papiernik

          Sławek Chrzczonowicz

          Mnie nie chodzi tylko o fragment o bezalkoholowych piwach – na hejt nie zasługują w ogóle, są potrzebne, a i są chlubne przykłady (koluszek już o nich napisał), choć w większości wypadków te bezalkoholowe potworki są tragicznie słabe i absolutnie nie wierzę w stwierdzenie „na mój smak niewiele albo wręcz niczym nie różnią się od swoich sobowtórów alkoholowych” – szczególnie wiedząc, jak wprawnym degustatorem jest Naczelny. To stwierdzenie może się bronić tylko jeżeli „sobowtóry alkoholowe” potraktujemy jako „piwo tego samego typu, stylu i charakteru co bezalkoholowe, ale zawierające alkohol”, czyli spłaszczymy tezę do przysłowiowego Żubra w kontrze do bezalkoholowego Lecha – ale nie ma racji bytu, jeżeli na szali postawimy bardzo ograniczoną ofertę piw bezalkoholowych (nawet z rzemieślniczych browarów, które na razie rzadko się porywają na ten temat) w zestawieniu z paletą różnorodnych piw niedartych z alkoholu. Taka konfrontacja ma oczywisty wynik, niezależnie, czy będzie w ciemno, czy nie.

          Piję do ogólnego wydźwięku całego początku tekstu, który piwo sprowadza do prostolinijnego, mało złożonego napitku o niskiej zawartości alkoholu, co fascynuje mnie zwłaszcza po licznych zdjęciach Wojtka choćby belgijskich tripli, lambików, piw żytnich, czy mocno chmielonego Mikkellera, notabene opisanego jako: „This is crazy & incredibly good. Crazily fruity.”.

          Znając piwa z kilkunastoprocentową zawartością alkoholu, długo leżakowane w dębowych beczkach, fermentowane dzikimi drożdżami, o naprawdę ogromnej złożoności, stwierdzenie…

          „Wino to jednak co innego, prawda? Wino jest o wiele szlachetniejsze i bardziej złożone w smaku niż piwo. Tutaj alkohol gra już znaczącą rolę, stanowi 10, 11, 12, 13, 14, niekiedy 15% wolumenu wina. ”

          …jest dużym uproszczeniem i spłaszczeniem faktów. W kontekście cydrów czy whisky takich uproszczeń Winicjatywa nie stosuje i podchodzi do tematu z pełną powagą. W żadnym stopniu nie oczekuję, że Winicjatywa chwyci rękawicę i zacznie pisać dodatkowo o piwie – wystarczy, że artykuły tematyczne pojawiają się już w Magazynie Wino – ale nie rozumiem, czemu piwo dostaje łatkę trunku o cale galaktyki mniej interesującego niż wino, gdzie jeszcze wersji bezalkoholowej od alkoholowej w degustacji w ciemno rzekomo się nie odróżni.

          Szczególnie po stwierdzeniu „przypominają wino, ale brakuje im istotnej składowej… To się po prostu nie może udać, tak uczy doświadczenie i zdrowy rozsądek.”, które z racji metody produkcji dokładnie tak samo przekłada się na wszystkie inne produkty alkoholowe i w podobny sposób daleko je spłaszcza.

          • Wojciech Bońkowski

            Mateusz Papiernik

            Mateusz, ale nie chodzi żeby porównywać Lecha bez alkoholu do Mikkellera, podobnie jak nikt nie porównuje Codorniu Zero do Kruga. Należy porównywać Lecha do Lecha i tutaj smakowa różnica moim zdaniem jest mała, trudno uchwytna dla konsumenta, wbrew temu co się stereotypowo mówi. Nie zaprzeczysz chyba że piwa bezalkoholowe mocno podniosły swoją jakość w ostatnich latach.

            A co do akapitu o większej złożoności i powadze wina, to był pomyślany jako ironiczny cytat z typowego przedstawiciela branży winiarskiej.

          • Mateusz Papiernik

            Wojciech Bońkowski

            Dobra, to mi się parser ironii dzisiaj wyłączył – jeśli taki był zamysł, zwracam honor :-)

            Jakość piw bezalkoholowych się diametralnie poprawiła, to akurat prawda i nie zaprzeczę. Tyle, że nie chcę porównywać Lecha bez alkoholu do Mikkellera, a raczej Lecha bez alkoholu do przyzwoitej desitki lub lekkiego Pilsa – tak jak Ty porównujesz Codorniu Zero do lekkiej Cavy. Chodzi mi o to, że wybierając spośród rzeczy z alkoholem nie jesteś skazany tylko na cavę Codorniu, i tylko na bezsmakowego eurolagera od Lecha – możesz kupić dowolną inną cavę i dowolne inne jasne, lekkie piwo (żeby pozostać w tej samej kategorii).

            Pewnie, że możemy upierać się przy porównaniu bezalkoholowy Lech do alkoholowego Lecha – ale konsument, który chce (bądź musi) napić się napoju piwa bezalkoholowego jest nagle skazany na 100x mniejszy wybór – w obu przypadkach i to nie jest naturalne porównanie, bo naturalnym porównaniem jest zestawienie produktu który chciałbyś kupić w normalnych warunkach z tym, który możesz kupić w zamian przy ograniczeniu do 0%.

          • Wojciech Bońkowski

            Mateusz Papiernik

            Masz rację, że wybór jest ograniczony i zawsze będzie. Jednak 10 lat temu w takiej sytuacji miało się do wypicia szczura. Teraz ma się do wypicia produkt smakujący prawie jak Codorniu Brut, a myślę że nikogo jeszcze bardzo perspektywa kieliszka tego wina nie zabolała.

          • Mateusz Papiernik

            Wojciech Bońkowski

            W ogóle nie będę polemizował z jakością Codorniu Zero – bardzo się cieszę, że powstało i że daje się wypić bez żalu, szczególnie po licznych recenzjach różnych dotychczas dostępnych bezalkoholowych potworków od znajomych, które w ogóle nie zachęcają do sięgnięcia po nie. Ba! Zapamiętam i pewnie będę kiedyś klientem na skrzynkę lub dwie. ;-)

            p.s. „cavę bez bąbelków zabutelkował” – nie miało być „bez alkoholu”? bąbelki chyba są?

          • Koluszek

            Wojciech Bońkowski

            Mikkeler do swoich piw dodaje naturalne aromaty, co też nie jest zgodne że tak powiem „z duchem kraftu” ;-)

          • Mateusz Papiernik

            Koluszek

            @Koluszek Mikkeller to akurat za bardzo nie szaleje w porównaniu z takim, dajmy na to, Omnipollo ;-)

        • Koluszek

          Sławek Chrzczonowicz

          Ale też pan Wojtek obraził „normalne” piwa porównując je do ich bezalkoholowych odpowiedników :-)

        • Radek Rutkowski

          Sławek Chrzczonowicz

          Są generalnie nieakceptowalne – wyjątek stanowi właśnie Kormoran 1 na 100 (1% alkoholu) i Erdinger bezalkoholowy. Reszta zazwyczaj męczy po wypiciu butelki 0,33 litra. Chociaż trzeba też przyznać, że przy „winach” bezalkoholowych smakują wybitnie.

  • Honorata

    „Mimo wszystko sensacją jest pojawienie się pierwszego bezalkoholowego wina… musującego!”

    Jak to? A Piccolo?

  • Marcin Frankowski

    Bezalkoholowe musy można było juz kupić wcześniej, w sieci Piotr i Paweł, Vintense się nazywało. Była zresztą cała linia tych win, 3 kolory spokojnych i właśnie bąbelki, które chyba zresztą były jedynym pijalnym winem w linii (musowanie maskowało skutecznie brak ciała i tego „czego”). I kosztowało jakieś 15 złotych, a nie 49.
    Jeśli chodzi o piwa bezalkoholowe – każdy, kto wypił w życiu jakąś setkę różnych piw (czyli pewnie większość choć odrobinę zainteresowana tematyką), powinien bez problemu odróżnić piwo X w wersji zwykłej i bezalkoholowej – aromat świeżej brzeczki jest nie do podrobienia.