Poniatowski nie doczekał
Sezon wielkich transferów trwa. A rekinem na transferowym rynku znów okazała się Winkolekcja, która do swego katalogu pozyskała Castello del Terriccio – słynną posiadłość z Toskanii. Dla Polaków o tyle ważniejszą, że 1500-hektarowe latyfundium przez 150 lat, do roku 1921 należało do książąt Poniatowskich.
Terriccio jest obecne w Polsce od wielu lat, zaliczyło rekordową bodaj liczbę importerów: La Passion du Vin, Dekanter, a ostatnio Salute. Można sądzić, że w kierującej swą ofertę przede wszystkim do gastronomii Winkolekcji zadomowi się na dłużej. Terriccio to bowiem flaszki skierowane do posiadaczy złotych kart kredytowych: najtańsze wino kosztuje tu 89 zł, a najdroższe 499 zł…
Ale Terriccio do nie tylko wina „statusowe”. Pasja właściciela Gian Annibalego Rossi di Medelana (wspaniała postać, stracił władzę w nogach po upadku z konia w 1980 r., ale emanuje hartem ducha), piękne śródziemnomorskie siedlisko koło Pizy, no i mistrzowskie dotknięcie konsultanta Carlo Ferriniego dają wina najwyższej klasy, które śmiało mogą się mierzyć nie tylko z toskańskimi sąsiadami takimi jak Sassicaia czy Solaia, ale i z czołowymi Bordeaux. Są bowiem tak jak Bordeaux oparte na Cabernet Sauvignon i Merlot. W smaku, krótką mówiąc, są to Bordeaux na słonecznych wakacjach.
Próbowaliśmy pięciu win. Rondinaia 2013 to mało inspirujące (na tym etapie) i mało aromatyczne Chardonnay ze szczyptą Viognier. Tassinaia to „drugie wino” Terriccio, ale oparte na innym kupażu, w którym nawet 1/3 może stanowić Sangiovese. Być może to moja miłość do tego szczepu sprawia, że Tassinaia mi się bardzo podoba – moim zdaniem to wino niedoceniane. Garbniki ma najwyższej klasy, koncentrację – doskonałą, dojrzałość owocu – perfekcyjną, bo owoc jest tłusty i bogaty, ale nie przesadzony, alkohol w ryzach, kwasowa świeżość zachowana, aromatyczne bukiety w niektórych rocznikach wspaniałe. Czy naszkicowałem portret wina doskonałego? No to możemy zająć się niuansami, czyli tym, że Tassinaia 2004 w butelce magnum jest jeszcze niegotowa do picia, a 2000 (również magnum) pije się dziś świetnie, ale jak przystało na gorący rocznik, jest trochę przypalano-kawowa i o punkcik, dwa mniej wspaniała od młodszej siostry. W Winkolekcji dostępny jest 2008 i 2009 za 175 zł.
Lupicaia 2009 (85% Cabernet Sauvignon, reszta to Merlot i Petit Verdot, tutaj Sangiovese nie ma wstępu) jest najwyżej ocenianym rocznikiem ostatnich lat. W czasie degustacji przedstawiono nam trochę śmieszną, a trochę imponującą tabelkę punktów ze wszystkich liczących się anglosaskich publikacji od Wine Speculatora po Jancis Robinson. Pierwszą cyferką było zawsze 9, a drugą nigdy 1 czy 2. No i oczywiście to wino robi duże wrażenie: jest ciężkie nie będąc zbyt ciężarowym, jest bardzo sycące, nie będąc nigdy słodkim (w istocie dominuje tu pieczone mięso, kamień i umami). Jest bardzo taniczne, ale są to dobre, choć na razie ojcowsko karcące taniny. Jest beczkowe, ale chciałbym mieć w piwnicy takiego autoramentu beczki: ani przez chwilę nie wysuszają wina, dodają tylko lekko mentolowy zapach, który można z wina zmyć podobnie jak perfumy z nadgarstka. Poczekamy, zobaczymy, ale te anglosaskie publikacje, które sięgały po cyfrę 3 albo 4 miały chyba rację.
Mnie się jednak bardziej podobała Lupicaia 2006. Piękny to rocznik, który jeszcze przez dekadę będzie nam przynosił wspaniałe butelki czy to w Toskanii, czy w Piemoncie. Lupicaia 2006 jest winem wymykającym się krytyce – tu już nie ma co dzielić włosa na czworo, że beczka, że lekka nuta paprykowa od Caberneta, po prostu to są szczyty i już. Wino jest oparte na takiej jakości garbnikach, że życzę takich wszystkim Pétrusom i Estournelom tego świata – i w związku z tym będzie się moim zdaniem lepiej starzało, niż ciut brutalniejszy 2009. W Winkolekcji ten rocznik dopiero nastanie, na razie do kupienia za 499 zł jest 2004, który jest zapewne na tym samym poziomie. To bardzo drogo, a i tak taniej niż Pétrusy tego świata.
Degustowałem i byłem wdzięczny na zaproszenie importera.