Gavi całkiem bawi
Gavi to nazwa, którą słyszało wielu winomanów. Dla wielbicieli wina włoskiego gdzieś tam się mieści w drugiej dziesiątce nazw do zapamiętania, oczywiście daleko w tyle za Chianti czy Barolo – mniej więcej w okolicach Refosco, Orvieto czy Taurasi. A jakie to wino? Większości nie kojarzy się z niczym, co w sumie trafnie oddaje charakter Gavi, które często smakuje jak woda z kroplą cytryny.
Ta położona w południowym Piemoncie (choć historycznie związana raczej z Ligurią) apelacja specjalizuje się bowiem w produkcji lekkich, 12-procentowych win białych do ryby, o których można dyplomatycznie powiedzieć, że mają delikatny smak. A ponieważ Gavi to na fali popularności z lat 1970. często wino całkiem nietanie (8–10€ butelka, a w Polsce zbyt często powyżej 60 zł), generalnie nie warto o nich pamiętać: pijmy Soave, Arneis czy Verdicchio.
A jednak się da. Da się zrobić Gavi porywające mineralnością, kamienną pestką obleczoną żylastym ciałem winiarskiego maratończyka, chudego i wytrzymałego. Od wielu lat dyskretnie i nie na pokaz swoje Gavi dźwiga wciąż w górę jakościowej drabiny rodzinna winiarnia Castellari Bergaglio, importowana do Polski przez stołeczny Syrena Bar & Sklep (primo voto Rubikon). Na krewetkowym afterku parę flaszek otworzył Marco Castellari Bergaglio. No i bombą okazało się już najprostsze Salluvii 2011, bardzo ładnie pomyślane z idealną równowagą nut słonych i kwaśnych (ale nie słodkich; 51 zł). Za 9 zł więcej dostaniemy więcej mineralności i mocniejsze nuty jabłkowe w Fornaci 2011, choć na tle innych to wino nieco mniej mnie przekonało. Natomiast Rovereto Vigna Vecchia 2009 to już była ekstraklasa. 90-letnia winnica (ponoć częściowo rosnąca na własnym korzeniu) daje wino o niesamowitej głębi i bardzo czystym skalnym smaku. Aż trudno było uwierzyć, że to wino już 3-letnie, tak było młode, ściśnięte, właściwie jeszcze nienarodzone. Jedynym problemikiem jest alkohol przekraczający 14%, w sumie zrównoważony, ale jakoś się o nim smakowo pamięta; radzę więc mocno ochłodzić przed wypicie. Wino kosztuje w Syrenie sporo, bo 79 zł, ale jeśli powiem, że jest na poziomie Chablis Grand Cru, umieści to cenę we właściwej perspektywie. Dostępny jest jeszcze rocznik 2008 Rovereto, ale nie dorasta on moim zdaniem do 2009.
Próbowaliśmy też półsłodkiego Gavium 2009 z późnego zbioru, no i wielkiej specjalności Castellari Bergaglio – Gavi Pilin 2008 fermentowanego w beczce (113 zł). Zmienia to zupełnie charakter wina, które ze szczupłego, mało aromatycznego, arcymineralnego wina staje się czymś w rodzaju Meursault. Gdybym miał wybierać, wybrałbym Rovereto, ale to dlatego, że Pilina piliśmy… za wcześnie. Zdarzało mi się zaglądać do tego wina w wieku 10–15 lat i wtedy dopiero ujawniało swój dodatkowy wymiar.
Drogi amatorze win włoskich, nie myśl zatem zbyt źle o Gavi. Co prawda paskudztwa sprzedawane pod tą nazwą w supermarketach albo anonimowych włoskich knajpach potrafią trwale zniechęcić, lecz to samo można powiedzieć o wielu znanych apelacjach – nawet o Chianti czy Valpolicelli. Kiedy winiarz weźmie się do pracy, Gavi potrafi być winem znakomitym. Szkoda, że drogim – chciałoby się wszystkie omówione butelki kupować paręnaście złotych taniej, co zresztą jest całkiem realne – za zakupy 6, 12 i więcej butelek w Syrenie przyznawana jest coraz większa zniżka sięgające przeszło 30%.
Degustowałem na zaproszenie importera.