Bor, Mámor, Bénye 2014
Długi weekend to sformułowanie który zwykle mnie irytuje. Nigdy bowiem nie jest dość długi i zawsze okazuje się, że ledwo przyjechałem, to właściwie muszę już wracać. Najgorsze są te trzydniowe, które mimo że od standardowego, cotygodniowego różnią się ledwie o jedną dobę, gdzieś w podświadomości kuszą słowem „urlop”. Jedyne co można zrobić to wykorzystać te 72 godziny w możliwie najlepszy sposób.
Na festiwalu Bor, Mámor, Bénye (zapraszałem nań tutaj) nie było z tym problemu. Ba, program był tak bogaty, że nie sposób było być na wszystkich odbywających się tam wydarzeniach (kto nie wierzy niech spojrzy na tę listę). Żadne ze słów w tytule festiwalu (Wino, muzyka, lśnienie) nie było też przesadzone.
Mámor – muzyka. Rozbrzmiewała z każdego podwórka i każdy mógł znaleźć coś dla siebie – koncerty folkowe, rockowe, klasyczne, zestawy coverów albo sety DJ’skie. Zapamiętałem występ niezwykle popularnego zespołu Muzsikás Együttes odbywający się wieczorem w winnicy Beres – jej fantastyczne położenie jeszcze dodawało ogólnego wrażenia. A niektórzy nawet poza godzinami festiwalu słuchali w samochodzie płyty Kerekes Band pod wiele mówiącym tytułem „what the folk?”.
Bénye – lśnienie. Dla mnie to te momenty kiedy mimowolnie się uśmiechamy. Jedząc jedną z festiwalowych potraw i nie mogąc uwierzyć, że kosztowała tak mało; próbując lokalnych serów; spotykając znajomych z Polski (organizatorzy wstępnie oceniają że przyjechało ponad 700 gości z naszego kraju) czy po prostu leżąc na wielkich poduchach, na podwórku Zsolta Bergera i jego winiarni Karádi–Berger, z butelką schłodzonego furminta, definiując na nowo pojęcie relaksu absolutnego? A może najlepiej oddają to słowa Kuby Janickiego, napisane na pewnym popularnym portalu społecznościowym: „Festiwal winiarski w małej miejscowości w Tokaju. Wchodzisz na jedno z podwórek, a tam Péter Esterházy czyta fragmenty Harmonia coelestis. Życie jest piękne. Erdőbénye jest piękne.” Ale umówmy się, i tak najważniejsze było…
Bor – wino. W końcu przede wszystkim dla niego się tam znaleźliśmy. I znowu jest co chwalić. W porównaniu z zeszłym rokiem poziom win nie spadł, w wielu przypadkach nowy rocznik (lub starszy ale próbowany po roku – w końcu furmint nadaje się do tego idealnie) okazywał się jeszcze lepszy. Cieszy poprawa u tych, którzy rok temu nie robili wielkiego wrażenia. I wreszcie – choć słodkie wina nadal trzymają się mocno, nikt już nie ukrywa, że największy potencjał (w tym sprzedażowy) mają wina wytrawne. Zrobił na mnie wrażenie fakt, że często wino, które w czasie degustacji u winiarza ocenialiśmy najlepiej, było tym… najtańszym. To w zasadzie też można zaliczyć do „olśnień”.
Poniżej kilka subiektywnych typów z tego festiwalu:
Budaházy Fekete Kúria Furmint 2013 – jeden z najlepszych próbowanych furmintów, a bez dwóch zdań największa pozytywna niespodzianka wśród producentów. W zeszłym roku nie robili żadnego wrażenia, w tym ich wina zapamiętałem najlepiej. Wprawdzie już pokazywane w Polsce (w czasie promocji festiwalu), niezwykle aromatyczne Sárga Muskotály Dry 2012 zwiastowało zmiany na lepsze, ale nie spodziewałem się, że furmint będzie aż tak smaczny. Tymczasem wszystko jest tu podane w idealnych proporcjach – świeżość, a zarazem już świetna struktura, cytrusowe aromaty i kwasowość. Piękne wino, które po prostu chce się pić. (Szuka importera w Polsce).
Bardon Furmint Meszes 2012 – chwaliliśmy tego producenta już w zeszłym roku. Ten podstawowy furmint także zachowuje odpowiednie proporcje, choć niewątpliwie jest tu więcej ciała, a owoc cytrusa dojrzalszy. Dobrze zintegrowana beczka i ledwie 12,5% alkoholu. Warto. (Szuka importera w Polsce).
Ábrahám Furmint Diókút 2013 – styl win produkowanych w butikowych ilościach przez Róberta Pétera trzeba lubić, ale komu nie przeszkadza oszczędny owoc, nuty wulkaniczne, spora mineralność i struktura, a przede wszystkim eksplodująca w posmaku, megawysoka kwasowość – będzie zachwycony. Ja byłem. (Szuka importera w Polsce).
Karádi–Berger Tokaj Szamorodni Száraz 2010 – coraz trudniej trafić na wytrawny tokaj samorodny – miejsca w których go znaleźliśmy można policzyć na palcach jednej dłoni i to po częściowej amputacji. Tym bardziej należy cenić tych, którzy jeszcze go produkują. To wino polecałem już w kwietniu i nie zmieniłbym w tej recenzji ani słowa. Zsolt Berger pokazał nam także próbkę nowego rocznika słodkiego Selectio 2009 (recenzja aktualnie dostępnego rocznika 2008 tutaj), która naprawdę zapowiada, że jest na co czekać! (75 zł, importer: Rafa Wino)
Jakab Furmint 2012 – nie mogło zabraknąć największego odkrycia zeszłego roku. To nadal bardzo smaczne wina, z dobrze ułożoną beczką, fajną, konkretną, ale zarazem niemeczącą strukturą. Największe wrażenie robi jednak potencjał starzenia – próbowaliśmy także rocznika 2009 i w ciemno uznalibyśmy go za 2012… Kupować i trzymać, bo produkcja nadal mikroskopijna.
Béres Tokaji Aszú 5 puttonyos 2006 – a na koniec – żeby słodkie wina nie poszły jednak całkowicie w odstawkę – przykład idealnej proporcji pomiędzy cukrem (którego tu 151 g/l) a kwasowością (10,8 g/l). Dojrzałe i suszone owoce, nuty miodowe, a przy tym świetna kwasowość która nie pozwala zalepić nam ust cukrem. W tym przypadku mamy ochotę na jeszcze jeden kieliszek. (Importer: M&P)
Z roku na rok festiwal staje się coraz lepszy, większość gości uznała go za najlepszą z dotychczasowych edycji. Organizatorzy uczą się na błędach i słuchają dobrych rad – mogę tylko zgodzić się ze słowami Gabriela Kurczewskiego odnośnie programów w języku angielskim czy szerszej gamie biletów. Być może organizatorzy dostrzegli też nasze trudności związane z bilokacją – w przyszłym roku festiwal będzie już trwać 4 dni – od 13 do 16 sierpnia. Ja już rezerwuję miejsca.
Do Erdőbénye podróżowałem na koszt własny.