Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Impresje z Austrii

Komentarze

Moda na wina austriackie narodziła się na początku XXI wieku. Siedziałem wówczas parę miesięcy w Krems i miast pracować, jeździłem jak oszalały po winnicach i piwnicach. Każdy producent wydawał się mistrzem, każde wino wielkim dziełem. Parker i inni dokładali punktów jak węgla do kotłowni; kocioł austriacki rozbuchał się na dobre. Na jednej z bardziej medialnych degustacji w Londynie (była tam m.in. Jancis Robinson) wina z Wachau i Kamptal pobiły na głowę wszystkie inne, od francuskich po australijskie; wydawało się, że mamy blisko Polski nowy raj. Nie tylko win białych, ale i czerwonych; Burgenland zbierał nie gorsze recenzje i niemniej punktów niż krainy naddunajskie; z czcią wymawiało się nazwy kultowych wówczas win: In Signo Leonis, Gabarinza, Arachon. Były drogie i tym bardziej pożądane.

Wiele lat później mój proaustriacki zapał nieco wygasł; wielkie wina burgenlandzkie niosła ku parkerowskim punktom zbyt obecna beczka, a smaragdy zacząły ciążyć w ustach. Rzuciłem okiem na najnowszą infografikę austriackiego eksportu i stwierdziłem, że nie byłem chyba sam. Po wystrzałowym 2001 roczniku emocje powoli zaczęły upadać i eksport nieco się kurczyć; dopiero w ostatnich latach kreska znowu zaczęła iść w górę i muszą być ku temu jakieś powody.

©Udało mi się kilkanaście dni temu zmierzyć na nowo z austriackimi winami i sytuację na mój skromny sposób zweryfikować. Dzisiaj parę uwag o kolubrynie austriackiego winiarstwa czy jego koniu pociągowym, czyli grüner vetlinerze. Odmianie z pewnością wielkiej, lecz teraz, gdy wszędzie rośnie tęsknota za winami lżejszymi, mającej trudniejszą drogę na szczyty koneserskich zachwytów. Jej naturalna obfitość i słodycz, tak w bukiecie, jak w ustach – i to bez względu na to, jak duży jest w winie cukier resztkowy (a na ogół jest spory) – niegdyś porywające niemal wszystkich, teraz poddawane są surowszej ocenie.

Miałem okazję uczestniczyć w fantastycznie zorganizowanej (takiego mistrzostwa logistycznego jeszcze nie widziałem) przez Austrian Wine Marketing Board, czyli austriacki instytut od promocji wina, przekrojowej degustacji ponad setki grünerów, od roku 1983 do 2014. Paradoks tej degustacji polegał dla mnie na tym, że – gdyby wziąć w nawias, na ile się da, własne gusta – nie było tam win, mówiąc grubo, zasługujących na mniej niż 86 punktów, a większości z tego, co udało mi się napić, dziewięćdziesiątka conajmniej należała się jak psu micha. Trudno w ogóle je krytykować, tak jak nie krytykuje się Goethego, cokolwiek napisał. Natomiast potwierdziło się (na moje subiektywne usta) nakreślone wyżej rozpoznanie: smaragdy i im podobni mocarze spoza Wachau nie tylko wymagają czasu, ale ochoty: moja jest dość ograniczona. To są świetnie zrobione wina, z niemałą kwasowością (rzadko schodzą poniżej 5 g, często mają więcej), ale raczej na parę łyków, niż kieliszków.

©

W świetle ich doskonałości dokonało się natomiast w Austrii paradoksalne przewartościowanie. O ile piętnaście lat temu prestiżowa i jakościowa przewaga grünerów z wielkiej trójcy: Wachau, Kamptal i Kremstal nad grünerami z innych regionów była kolosalna, o tyle teraz chętniej pija się lżejsze interpretacje tej odmiany z Weinviertel, Wagram, Traisentalu czy nawet Burgenlandu. Albo lżejsze wersje wielkiej trójcy: federspiele i im podobne.

Poza trójcą powstaje bardzo dużo świetnych grünerów; niektóre są too much, gonią chyba zbytecznie wyśrubowane osiągnięcia Wachau, lecz te robione na „świeżość” są moim zdaniem tutejszą przyszłością i z powodzeniem dostawiają drugie skrzydło do austriackiego grünerowego dyptyku.

W ostatnich latach pojawiło się też nurt całkowicie nieortodoksyjny, anonsowany we wspomnianej degustacji jako innovative and wild. Napiszę o nim szerzej w kolejnym odcinku.

©

Jeszcze słówko o winach starych. Przedstawiono oczywiście wina, który wytrzymały upływ czasu. Te z lat 80. miały jeszcze 12% alk., te z 90. rzadko schodziły poniżej 14%. Pokazano, rzecz jasna, grünera ze słynnego ze starych win Nikolaihofa, gdzie butelkuje się wino nieraz po kilkunastu latach snu w kadzi, ale też wina butelkowane po paru miesiącach od zbioru. Najbardziej spodobał mi się Smaragd Ried Kellerberg 1997 ze znanej (zwłaszcza kiedyś) spółdzielni Domäne Wachau (1,5 g cukru resztkowego, 6,1 g kwasu). Oraz Smaragd Ried Loibenberg 1999 od Knolla (3 g cukru na 5,9 kwasowości). O wiele bardziej niż tego samego producenta słynny Smaragd Vinothekfüllung 2005 (które w innym roczniku wygrało wspomnianą degustacją w ciemno największych białych win świata): 4,7 g cukru na 5,2 g kwasu.

W Austrii przebywałem na zaproszenie AWMB.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Sławomir Hapak

    Szanowny Panie Marku!
    Jak przystało na wielkiego humanistę, ze statystyki wyciągnął Pan wnioski… no, powiedzmy że „zaskakujące”…

    Spróbuję zatem nieco odmiennie zinterpretować przedstawiony tu wykres.
    Widoczna na wykresie „górka ilościowa” na początku wieku to skutek dłuższego smutnego trendu w austriackim eksporcie: sprzedawania ogromnych ilości bulk wine.
    Dla przykładu: w 2002 roku było to 55mln litrów, przy niecałych 20 mln wina butelkowanego.
    O średniej cenie wina szkoda w ogóle wspominać.

    To co widać na wykresie po „wspaniałym” początku stulecia, czyli wyraźny spadek ilości przy równoczesnym zdecydowanym wzroście liczonym w €, to efekt zasadniczej zmiany proporcji pomiędzy eksportowanym winem, a bulkwajnem. Eksport tego ostatniego spada systematycznie (i ilościowo, i kwotowo), dziś to raptem 5% eksportu.
    Zatem wniosek, że „po wystrzałowym 2001 roczniku emocje powoli zaczęły upadać i eksport nieco się kurczyć” jest nie do obrony.
    Tym bardziej że księgi rachunkowe prowadzi się w walucie, a nie w ilości sprzedanych butelek.

    Wygląda raczej na to, że po owym 2001 rosną emocje dotyczące najlepszych i najdroższych win austriackich – świadczy o tym bardzo dynamicznie rosnąca średnia cena w eksporcie.

    Rozumiem, że smaragdy zaczęły Panu ciążyć w ustach.
    We wszystkim zdarza się przesyt- miejmy nadzieję, że chwilowy ;-)

    Ale tak się składa, że to właśnie federspiele stoją dostępne w magazynach winiarni, zaś gdy pyta się o smaragdy, to coraz częściej słyszy się zrobienia sugestię bookingu na rocznik 2015.
    Bo 2014 już jest wyprzedany, mimo że na rynek fizycznie trafi dopiero za parę miesięcy.

    Trudno mi się też zgodzić z Pańską opinią, jakoby dokonało się jakieś jakościowe przewartościowanie.
    Po ostatniej masowej degustacji Wachau w zeszłym roku mam nieodparte wrażenie, że przepaść pomiędzy grunerami z Wachau a całą resztą kraju nie tylko się nie pomniejsza, ale że jest ona nie do zasypania.

    Oczywiste, że na co dzień nie pije się w restauracjach samych smaragdów z Wachau, tylko rzeczy znacznie lżejsze. Pewnie przyczyną takiego stanu rzeczy jest to, że Wachau zwyczajnie nie produkuje tyle smaragdów :-)
    Zresztą nawet Austriacy nie są aż tak dramatycznie bogaci, by było ich stać na smaragdy do codziennego obiadu. Ale z tego przecież nie da się wyciągnąć wniosków o jakości wina, a tylko o zasobności portfeli.

    Po tej przydługiej wypowiedzi, w którejzaprzeczam Pańskim tezom, wypadałoby na koniec z czymś się zgodzić, by czytelnicy nie odebrali jej jako napaść na autorytet ;-)
    W pełni zatem podzielam Pański zachwyt nad organizacją imprez przez AWMB – mistrzostwo świata!

    Z Ukłonami!
    SH

  • Grzegorz Paterak

    Chyba nawet sami Austriacy mają lekki przesyt smaragdów od największych tuzów Wachau… Już kilka lat temu, na pytanie o konkretne butelki od tych największych z regionu, zostałem sprowadzony na ziemię kilkoma propozycjami od tych „maluczkich” . Miły sprzedawca z uroczego składziku/sklepu niedaleko Langenlois polał mi 8-9 kieliszków-propozycji wg niego lepszych od tego, czego z karteczką w ręku się domagałem. Pomyślałem : nie chce mi dać Wachau,bo popiera sąsiadów – rozumiem,ale zobaczymy czy słusznie. Wyszedłem ze sklepu na lekkim rauszu (nie tylko alkoholowym) i z kilkoma kartonami win od zupełnie mi wówczas nieznanych producentów z Kamptal i Weinviertel ale z Kremstal i Wachau również. Dziś też nie zauważam Ich ani w austriackich sklepach, ani tym bardziej u polskich importerów. Mam więc taki swoisty azyl pyszności, którymi tak długo jak się da dzielić się publicznie nie zamierzam. Oby pozostali jak najdłużej niedostępni masowo :) Kiedyś jeździło się na narty do urokliwego Małego Cichego…A dziś to stacja z długimi kolejkami do parkingu, do wyciągu,do noclegów,do jadłodajni a nawet do WC i wszędzie ceny 70procent wyższe…
    Może mieć rację Pan Sławek, że powodem przejścia na federspiele jest po prostu brak smaragdów. Że niby ” jak się nie ma co się lubi to …. ” . Owszem to logiczny powód. Mnie osobiście jednak ten brak zupełnie nie przeszkadza.

  • Greg

    Panie Marku,
    całkowicie popieram Pana zdanie. Jakiś czas temu polemizowałem ……z marnym skutkiem z Szanownym Panem Redaktorem Bońkowskim na temat wyższości Gruenerów z Wachau, Kamptal i Kremstal i trzecioligowości tych samych z Veltlinerlandu. Po czym moje zdumienie jeszcze bardziej wzrosło kiedy w takim np. Falstaffie okazało się, że większość tej trzeciej ligi mieści się w przedziale 86-93 pkty. Dlatego też postanowiłem sprawdzić to zagadnienie organoleptycznie i wybrałem się na krótki … 4 dniowy przejazd przez Veltliner i Retzer land. Wynik to 24 butelki Grunerów w piwniczce, które jak się wydaje mojemu oczywiście subiektywnemu odczuciu są w przedziale od lekkich Steinfederów do „podrasowanych” federspielów wg. klasowości ustanowionej dla win z doliny Wachau. Innym moim założeniem było, nie zapłacić za butelkę więcej niż 10,0 Euro. Oczywiście można znaleźć w tych rejonach Austrii i niemal Smaragdy, wina masywne, leżakowane w beczce, o bardzo bardzo wyrazistym charakterze. Jednak wg mnie wina te zatracają właśnie tę świeżość i „pieprzność”, która jest znakiem firmowym Gruenera. Cena także jest warunkiem nieprzecenionym. Tak więc wykres wcale mnie nie zdumiewa i wydaje się być adekwatnym do zainteresowania austriackimi dokonaniami winiarskimi w Europie i na świecie. Żal tylko, że ten piękny kraj, z serdecznymi ludźmi i ich winiarskimi dokonaniami dla przeciętnego Kowalskiego jest ciągle niemal białą plamą, a kiedy we mgle zaczyna być coś widać….. to głównie nieprzyswajalną cenę.

    • Sławomir Hapak

      Greg

      Drogi Greg!
      Cały ten Veltlinerland to jedna trzecia powierzchni winnic Austrii. W Falstafie znalazło się raptem kilkunastu winiarzy z tego regionu, niektórzy z nich z jednym czy dwoma winami z oceną zaczynającą się na 9 – można podejrzewać, że w sferę „dziewiątek” przeciągnięto je za uszy. Pozostały milion winiarzy nie dostał się nawet do tego zacnego przewodnika, nie mówiąc już o wysokich ocenach za wina. Krótko mówiąc ta trzecia liga nadal jest tam gdzie być powinna: w trzeciej lidze.
      Nawiązując do wykresu: mnie też on nie zdumiewa. Jest zupełnie sensowny. Kolory ma ładne. Tylko wnioski z niego jakieś dziwne Autor wyciągnął.
      BtW – nie mam nic przeciwko istnieniu i dobrostanowi trzeciej ligi. Tylko nie porównujmy jej z pierwszą, bo sensu to nie ma.
      Drugie BtW – jeśli znalazłeś tam jakiegoś „niemalsmaragda”, to podziel się ze światem tą wiedzą. To cenna wiedza, bo jesteś pierwszy, któremu się udało ;-)

      • Grzegorz Paterak

        Sławomir Hapak

        Nie wiem czy Greg podzieli się wiedzą, ale ja …a niech tam ! nie wypijecie i tak wszystkiego przecież :)… podrzucę dwa nazwiska : Maglock-Nagel oraz Reinhard Waldschutz. Polecam Panie Sławku wybrać się na rekonesans. MOże cos trafiłoby do portfolio firmy. Chyba jednak (mimo wszystko) gdzieś w głębi cieszyłbym się, że inni u nas w kraju też mogą też wypić te pyszności. To półka cenowa 6-10euro na miejscu.

        • Sławomir Hapak

          Grzegorz Paterak

          Drogi Panie Grzegorzu!
          Obaj wspomniani są przecież z Kamptal, a nie z Veltlinerlandu…

          • Grzegorz Paterak

            Sławomir Hapak

            Panie Sławku .Nawiązywałem do swojej poprzedniej wypowiedzi raczej… A nie do wspomnianego przez Grega Veltlinerlandu.

  • Czarny Łabędź

    Moim zdaniem twierdzenie Pana Marka, że chętniej dziś się pija GV spoza „świetej trójcy” tj. Wachau/Kremstal/Kamptal jest nie do końca prawdziwe. Wydaje mi się, że chętniej pija się wina także z tych regionów, ale od mniej uznanych producentów. Przyczyna jest prozaiczna – ceny… Nie kazdego stać na płacenie 30-50 EUR za butelkę od winiarskich sław z tamtych regionów. Owszem czołowi winiarze mają i tańsze etykiety w cenach 10-15 EUR, ale w większości przypadków są one wielce rozczarowujące. O ile jeszcze Knoll, czy Rudi P. trzymają poziom przy najtańszych etykietach (coś ok. 13-14 EUR), to poziom najtańszych etykiet od takich tuzów jak Jamek, Jurtschitsch czy Alzinger pozostawia wiele do życzenia. Za 6-9 EUR mozna kupic GV od mniej renomowanych producentów, które bedą biły na głowę wspomniane wina. Moje rekomendacje to Rabl, Schmelz, czy Leth z Wagram. Polecam spróbować i wyrobić sobie zdanie. Dobre winio nie musi być drogie… To chyba motto Winicjatywy… czy Biedronki… sam już nie wiem…

    • Wojciech Wojtanowski

      Czarny Łabędź

      Zgadzam się z opiniami, że Smaragdy od renomowanych producentów są przewartościowane, ale i tak sprzedawane są przysłowiowym pniu. Ceny win w Wachau tak jak w Burgundii często nie są proporcjonalne do jakości. Mamy w naszej ofercie blisko 20 Veltlinerów z całej Austrii od siedmiu czy ośmiu producentów; a więc bardzo szeroki szeroki przegląd. Prawdą jest jednak, że wina z Wachau sprzedają się nieźle. Część klientów docenia ich klasę. Ale Veltlinery od Eckera, Türka, Hofbauera-Schmidta, Stifta, Docknera mają zdecydowanie lepszy stosunek jakości do ceny.

      • Sławomir Hapak

        Wojciech Wojtanowski

        Z grubsza się zgadzając dodam tylko od siebie, że p/q działa dobrze jako wskaźnik tylko do pewnego poziomu jakości.
        Gdy mówimy o winach 90+ płacimy już za zupełnie inne wartości niż sama jakość.

      • Czarny Łabędź

        Wojciech Wojtanowski

        Kiedyś wysoka cena oznaczała, ze kupuje się towar wysokiej jakości, z wysokiej jakości materiałów. Dziś nie płaci sie za jakość tylko za markę. To nic, że np. torebka jest z plastiku, wytrzyma góra trzy lata, ważne, że ma logo LV…
        Teraz to samo tyczy się win, marketing odgrywa niebagatelna rolę, a nikt nie zaprzeczy, że Vinea Wachau jest w tym mistrzem…

    • Sławomir Hapak

      Czarny Łabędź

      By trzymać się jednego regionu: Jamek, Alzinger i Schmelz to dokładnie ta sama liga. Oczywiście zupełnie możliwe że ten ma taniej a ów drożej. Ale z tego z kolei nie da się wywieść wniosku, że „chętniej pija się wina także z tych regionów, ale od mniej uznanych producentów”. Wszyscy trzej są tak samo uznani.
      Co do wysokich cen jako przyczyny nieistniejącego zjawiska – trudno polemizować ;-)
      Fakty są takie, że butelki od uznanych producentów z Wachau – kosztujące koło setki i takoż punktowane – są wyprzedane na rok przed datą debiutu. Wygląda zatem, że jest na nie spore zapotrzebowanie.

      Oczywiście dobre wino nie musi być drogie.
      Nie powinno też być zbyt tanie – niezależnie od tego czyje to motto ;-)

      • Czarny Łabędź

        Sławomir Hapak

        Cenowo to jednak nie ta sama liga. W Billi Corso podstawowe etykiety są z 2 EUR tańsze od Jamka i Alzingera.

        • Sławomir Hapak

          Czarny Łabędź

          2 euro? To wstrząsająca różnica!
          Dobrze przynajmniej, że nie wiem co to jest ta Billa Corso…

          • Czarny Łabędź

            Sławomir Hapak

            A podobno Pan jest wielkim szpeniem od Austrii, a tu taki klops…

          • Sławomir Hapak

            Czarny Łabędź

            tylko od wina – od marketów już nie ;-)

          • Grzegorz Paterak

            Sławomir Hapak

            Takie nieco zaczepne pytanie :Dlaczego w takim razie w ofercie tylko Huber i Weninger ?

          • CzŁ

            Grzegorz Paterak

            Bo szmaragdy po 100 EUR są wyprzedane… lol…

          • Sławomir Hapak

            CzŁ

            Faktycznie – te najdroższe butelki wyprzedały się w ciągu 24h.

          • Sławomir Hapak

            Grzegorz Paterak

            Ależ skądże! Jeśli idzie o Austrię to właśnie wprowadziliśmy F.X. Pichlera.
            Za chwilę wchodzi kolejna winiarnia, również ze skrajnej półki.

          • Grzegorz Paterak

            Sławomir Hapak

            To może teraz pójść w drugą skrajność ? :) Tak dla Ludu coś, z tej 2 i 3 ligi austriackiej :)

          • Sławomir Hapak

            Grzegorz Paterak

            Słuszny postulat. Tylko dlaczego kierowany pod moim adresem? Ja się specjalizuję w jeździe po bandzie, i przyznam że dobrze mi z tym :-)

            Nawiasem mówiąc, nie wierzę w żadne „wina dla ludu”. Od czasu do czasu uginam się pod naciskami władzy zwierzchniej i cośtam z tej półki kupujemy. Potem kurzy się toto w magazynie, a lud nadal kupuje swoje wino w jednym czy drugim dyskoncie. To może niech tak pozostanie – w końcu to naród jest suwerenem. Nie tylko przy urnie.

          • CzŁ

            Sławomir Hapak

            Gal to „jazda po bandzie”..? Dostępny w Lidlu i u Pana, to co to za mecyje? Huber w Austrii tez szeroko w marketach dostepny… W Billi…

          • Sławomir Hapak

            CzŁ

            Najpierw sprostowanie: Gal nie jest u mnie dostępny. W Lidlu też nie.

            Czy coś wynika z dostępności Hubera w Billli? Na przykład przekłada się to jakoś na jakość jego win? Wybaczy Pan, ale nie zauważyłem takiego związku. Zauważyłem za to, że to jeden z (aż dwu!) winiarzy z Traisental obecny w Falstaffie z czterema gwiazdkami, i jedyny z tego regionu którego wina przebiły się przez barierę 95p. Czy to dostatecznie wyjaśnia pojęcie „jazdy po bandzie”?

          • GrzegorzC

            Sławomir Hapak

            Panie Sławomirze, być może to uwaga nie do Pana, ale zawartość strony Interwinu warto by było chyba zaktualizować?

          • Sławomir Hapak

            GrzegorzC

            Mówi Pan o Pichlerze? Lepiej, by się nie pojawiał w internetach… takie jest przynajmniej moje zdanie na ten temat.
            A ogólnie to należałoby przede wszystkim zlikwidować tą stronę…

          • CzŁ

            Sławomir Hapak

            Jest, jest dostępny w Lidlu, nawet przeceniony… A u Pana nie ma, bo Pan wycofał jak trafił on do lidla..
            A przykłąd z Huberem to tylko, żeby uświadomić, ze wina nie dzielą się na te lepsze z firm specjalistycznych i te gorsze z marketów, bo to często te same wina. A Billa to taka austriacka Biedronka. I Huberowi oczywiście nic to nie uwłacza, podobnie jak winom sprzedawanym choćby w Lidlu czy Biedronce…

          • Sławomir Hapak

            CzŁ

            Brawo! Jedna etykieta! Ave Cezar!
            Jak Pan poczeka jeszcze z pół roku, to będzie po 9,99… a potem słuch o nim zaginie na zawsze.

            No i – tradycyjnie – sprostowanie. Niczego nie wycofałem z powodu trafienia wina do marketu. Inni moi producenci lokują w różnych marketach swoje wina, i jakoś nie jest to dla mnie żadnym powodem do zrywania z nimi kontraktów. Ale to już chyba temat na inną dyskusję.

            P.S.
            W imieniu WI (choć bez jej formalnego upoważnienia) chciałbym podziękować Panu za umieszczenie słów „Lidl” i „Biedronka” w dyskusji o wyższości Wachau nad resztą Austrii.
            Na pewno podbije to klikalność.

          • Sebastian Zdegustowany Bazylak

            Sławomir Hapak

            Ale w winnice.eu w cenie regularnej jest od Tibor Gal Egri Csiilag za 25, Pinot Noir za 29 i TI TI za 32,50, czyli da się sprzedawać to tanio nawet poza dyskontami.

          • Sławomir Hapak

            Sebastian Zdegustowany Bazylak

            Mieliśmy już przecież wcześniej przykłady, gdy skądinąd zupełnie inteligentni ludzie prowadzili import na jednocyfrowej marży. Wydawało im się, że są mądrzejsi od rynku. Od czasu do czasu się zdarza. Z punktu widzenia konsumenta trzeba korzystać z okazji póki trwa. Bo długo nie potrwa, jak uczy doświadczenie.

          • Sebastian Zdegustowany Bazylak

            Sławomir Hapak

            Dzięki Bogu i wbrew logice jakiś rok już wytrzymali. Też mam świadomość, że jadą po bandzie, ale jakby się ceny spotkały w pół drogi, czyli koło 40 plnów, to i tak byłoby to o 20% taniej, niż inni mają.

  • Wojciech Bońkowski

    Tak jak napisał Sławek Hapak, kwestia eksportu miała się zupełnie inaczej – ilościowo on tylko trochę spadł (wpływ na to miały również niższe zbiory przez parę lat), natomiast wzrost wartościowy o 50% w kilka lat doprawdy nie odzwierciedlenia stwierdzenia „emocje opadły”.

    Co do Twojej oceny autriackiego Gruner Veltlinera to kompletnie się nie zgadzam. Mam wrażenie że opinię zanadto zabarwił entuzjazm dla konkursowych win sprzed paru lat i teraz próba odnalezienia własnych emocji z tamtego czasu kończy się, jak zwykle, rozczarowaniem: owa piękna Kasia z IVb teraz sporo przytyła i za mocno się maluje. Czy to znaczy że już dawniej była brzydka? Tamte wina z lat 90. wszyscy uznawali za wielkie w powszechnie obowiązującej estetyce.

    A w obecnie obowiązującej wielkość osiąga jeszcze więcej Veltlinerów. Doprawdy pisanie o tym szczepie „Jej naturalna obfitość i słodycz, tak w bukiecie, jak w ustach – i to bez względu na to, jak duży jest w winie cukier resztkowy (a na ogół jest spory)” jest jakimś nieporozumieniem – przecież Veltliner to brat Rieslinga, jeden z bardziej mineralnych szczepów uprawianych obecnie w Europie.

    Oczywiście, nie trzeba lubić Smaragdów od Pichlera czy Hirztbergera – ale ten styl to jest dziś raczej wyjątek niż norma albo wzór. Często nawet ten sam producent obok swojego najcięższego Veltlinera z najcieplejszej parceli robi kilka cuvees bardziej ostrych i mineralnych (choćby Twój ulubiony Schloss Gobelsburg – obok Veltliner Lamm jest Steinsetz, itd.).

    • Marek Bienczyk

      Wojciech Bońkowski

      Oczywiście z infografiką masz, Wojtku, razem z p.Sławkiem rację, miałem nieco inny zapis w pamięci. Natomiast podtrzymuję, że „emocje opadły”. W drugiej połowie lat 90 świat winiarski zaczął się mocno przewartościowywać; do tamtej pory był mniej więcej stabilny, później zaczęło się odkrywanie i każde odkrycie wydawało się gigantyczne: supertoskany, smaragdy, burgenlandy, wytrawne z Douro, cabernety i kupaże z Villany, później Somló, później Santorini itd itd. Odkrycia weszły do winoobiegu i przestały być fantastycznymi rewelacjami; stały się pełnoprawną częścią wielkiego winairskiego świata, i jak wszystko zaczęły ujawnić obok swietnych swe bardziej problematyczne strony. Wtedy pisało się „czarny koń”, „apelacja przyszłości”, dzisiaj na takie określenia minęła moda, czy też minęły czasy, kiedy takie określenia coś bardzo istotnego znaczyły. Zmienił się sposób opowiadania o winie; nie kryję, że piszę to z mojego punktu widzenia; stałem się bardziej wybiórczy,co jest znakiem mojej smakowej ewolucji, bądź mojego upadku – ale widzę, co się dzieje dookoła: jest jasne, że wina lżejsze zaczynają mieć powoli swoich pięć minut. A może swoich pięćdziesiąt lat.
      W moi wpisie okopałem się jak mogłem: powiedziałem, że wina te zaslugją „obiektywnie” na bardzo wiele punktów, że są świetne. Ani Kasia nagle nie przytyła, ani ja nie stracilem wzroku, przecież wiem, czym pociągają ludzi i jakie są ich zalety. Kiedyś poszukiwało się bardziej wybitności – ja poszukiwałem – teraz, mówiąc w skrócie, poszukję bardziej pijalności, a jeszcze bardziej poszukuję win wybitnych i zarazem pijalnych. Owszem, coś się przekręciło we mnie; teoretycznie raczej wolę premier cru w Chablis niż grand cru i raczej grand cru w Cote d’Or niż premier cru (gdyż tam grand cru są – nie zawsze, ale dość często bardziej eteryczne). Ale coś się też przekręciło w świecie, widziałem, jak przy stole ludzie reagują na mocarne białe wina.
      Co do grunera, to że jest bratem rieslinga, nic wielkiego nie znaczy; rodzeństwa bywają często szekspirowskie. I nie wiem, dlaczego mineralność nie ma się łączyć ze słodyczą – ja grunerom mineralności czy tego, co za tym słowem stoi, nie odmawiam. Mineralne nie znaczy cienkie i stalowe. Chciałem napisać, że warto sięgać po grunery świeże i że te swieże są lepszej jakości niż kiedyś. Takim winom bardziej dopinguję niż np winu z Poysdorfu (blisko czeskiej granicy, nowy projekt, niestety nie pamiętam autora), którym zachwycali się dziennikarze (niepolscy) podczas tamtego wieczora: 14,5%, butelka wielka i ciężka, w ustach too much.

      • Wojciech Wojtanowski

        Marek Bienczyk

        Black Edition Ebner-Ebenauer?

        • Greg

          Wojciech Wojtanowski

          ….. lub Neustifter Stockkultur 2011?

          • Wojciech Wojtanowski

            Greg

            Także to wino mogło być. Ale Neustifter Stockkultur nigdy nie próbowałem, jedno z droższych austriackich win; raczej nie nasz krajowy budżet.

          • Greg

            Wojciech Wojtanowski

            niestety ….96 Euro butelka, ale jest na niezwykle wysokim poziomie.

          • Wojciech Wojtanowski

            Greg

            Chyba jednak nie wprowadzę do oferty:)
            GV Black Edition choć 3 razy tańszy też nie ma na razie szans na naszym rynku choć Marion Ebner-Ebenauer mocno mnie namawiała aby brać to wino. Nieco większe szanse dawałbym Pinot Noir Black Edition ale tu musiałby swoją opinię wyrazić Pan Marek…

          • Greg

            Wojciech Wojtanowski

            Reakcja, jest jak najbardziej poprawna…..za takie pieniądze. Neustifter ma w ofercie GV w bardziej normalnych cenach, wprawdzie to tylko trzecia liga, ale mimo to doceniana i nagradzana.

          • ducale

            Wojciech Wojtanowski

            oj tam oj tam , skoro Sławomir Hapak wprowadza F.X. Pichlera to rozumiem ze zrobił rozeznanie i jest na to miejsce na naszym rynku ( aż boję się pytać o ceny)

          • Lolek

            ducale

            No właśnie, ile kosztuje najtańsza etykieta i gdzie ja można kupić?

          • Lilek

            Lolek

            No i dlaczego nie było jeszcze recenzji na winicjatywie..?! ;-)

          • Sławomir Hapak

            ducale

            Drogi Ducale!
            Najdelikatniej rzecz ujmując: tanio nie jest ;-)
            Ale najwyraźniej jakoś nikomu to nie przeszkadza, bo dwie pierwsze dostawy zostały wyprzedane zanim jeszcze wino pojawiło się fizycznie w magazynie. To jest baaardzo specyficzny towar, a handel nim bardziej przypomina rynek dóbr luksusowych niż normalny handel winem.

          • Krysia

            Sławomir Hapak

            No to wielki szacun! Sprzedać dwa tiry FX’a na pniu to wręcz niesamowite ;-)

          • Sławomir Hapak

            Krysia

            W wypadku tego akurat producenta to zupełnie normalne – popyt zawsze będzie przewyższał podaż.
            Ale i tak dziękuję za słowa uznania.

  • Wojciech Wojtanowski

    Zgadzam się z Panem Sławomirem, że nie ma się co kopać z Lidlem i Biedronką, tylko sprzedawać wina a nie produkty często tylko winopodobne. Mamy na półce znacznie ponad 60 austriackich etykiet z punktacją ponad 90 pkt. bo trzymamy się zasady jakość a nie ilość. Przyjemniej jest pokazać różnorodność kilkunastu Veltlinerów czy Zweigeltów niż przerzucać skrzynki anonimowego wina.

    • Sławomir Hapak

      Wojciech Wojtanowski

      Poza tym ludzie przywykli do używania wskaźnika p/q, zapominając powszechnie od równie ważnym – dla satysfakcji kupca nawet ważniejszym – p/w.
      Prawdopodobnie to właśnie wskaźnik p/w odpowiada za to, że każdy z nas odczuwa jako dość nieprzyjemne trzymanie w rękach palety wina po 1euro za flaszkę, zaś przyjemnie odbiera trzymanie w rękach jednego małego kartonu ze smaragdami wartego okrągłego binladena.
      ;-)