Antypody dla cierpliwych
Australia Day Tasting w Londynie to największa w Europie degustacja win australijskich. Uczestniczy w niej przeszło 200 winiarzy (dla porównania – w zeszłorocznej prezentacji w Warszawie udział wzięło 14 producentów), a do degustacji jest ponad 1000 win!
Dobrze obrazuje to pozycję win z Australii w Zjednoczonym Królestwie. Wielka Brytania, która obok USA jest największym rynkiem win importowanych na świecie, zawsze miała dobry wgląd w winiarską scenę swej dawnej kolonii. Po winach francuskich to bodaj drugi kierunek, jeśli chodzi o zainteresowanie tak krytyków, jak i zwyczajnych miłośników wina. Nie dziwi wysoka frekwencja, a wśród gości byli zarówno nestorzy krytyki winiarskiej – eleganccy dżentelmeni o wydatnych nosach, które pamiętają co najmniej 40 roczników klasyfikowanych bordoskich grands crus, jak i hipsterów poszukujących bezsiarkowego fiano.
Ozdobą imprezy było seminarium poświęcone białym winom o długim potencjale dojrzewania. Zaprezentowano po trzy roczniki trzech kultowych etykiet. Co ciekawe, nie zaprezentowano żadnego chardonnay, szczepu nr 1 w Australii i najbardziej z nią kojarzonego.
Pierwsze wino zdezorientowało mnie. Trudno było w nim doszukać się wielkości, a przecież takie są oczekiwania od Tyrrell’s Vat 1 Semillon 2015 z Hunter Valley. Wystarczy spojrzeć na etykietę ozdobioną ilością złotych medali, której nie powstydziłby się największy bohater II frontu białoruskiego. Aromat ograniczał się niemal do wody z plasterkiem cytryny, winu brakowało równowagi ze względu na bardzo wysoką kwasowość. Jednak rocznik 2015 trafi na rynek dopiero za trzy lata. Natomiast Vat 1 Semillon 2005 okazał się krewkim młodzikiem. Obok cytrynowej świeżości intrygował akcentami ziołowymi i tostowymi, które dopiero zapowiadają przyszłą ewolucję. Przy niskim alkoholu (11%) ma całkiem sporo ciała i długi posmak. Ma szansę na wielkość, ale na razie urzeka głównie potoczystością i energią niż złożonością. Co zaskakujące, nawet rocznik 1998 wchodzi dopiero w wiek średni – nuty tostowe i maślane oraz cytrusowa świeżość wzbogaciły się o miód i kwiaty, w posmaku wyzcuwa się fantastyczny melanż ciasteczek i mineralnej wytrawności. To semillon które mogłoby zawstydzić budową niejednego rieslinga! Zadziwiająco młodzieńcze – w wieku 19 lat nie okazuje nawet odrobiny zmęczenia! (To między innymi zasługa zamknięcia zakrętką).
Drugą prezentowaną etykietą było marsanne z historycznej posiadłości Tahbilk. Jest to wino unikatowe – o ile w Australii nie brak wielkich interpretacji sémillon czy rieslinga, próżno by szukać wina z marsanne, które tak zyskiwałoby na upływie czasu. Odmiana trafiła do Tahbilk jeszcze w drugiej połowie XIX wieku, obecnie najstarsze kwatery marsanne, posadzone po epidemii filoksery, datowane są na 1927 rok – to ponoć największe i najstarsze uprawy tego szczepu na świecie. Rozlewisko rzeki Goulburn tworzy zresztą podobny klimat do matecznika marsanne, czyli doliny Rodanu.
Tahbilk Marsanne 2015 jest przystępniejsze niż Semillon Tyrrell’s, czuć w nim gorący rocznik – obok jaśminu pachną tu kwiaty polne i miód, ale w smaku wino jest rześkie, o kwasowości podpartej kredową nutą. Jednak prawdziwe emocje zapewnił rocznik 2002 – tłusta woskowa faktura harmonijnie łączy się z żywą kwasowością, w smaku obok cytrusów i gruszki pojawiają się fenkuł i orzechy. Szata rocznika 1998 była już ewidentnie ewoluowana – wino dojrzewało bowiem pod naturalnym korkiem i jako jedyne z całego zestawu było już zmęczone, choć herbata z miodem, suszone owoce i lekko grzybowy aromat dawały przyjemny melanż.
Trzecią prezentowaną etykietą był The Contours Riesling z apelacji Eden Valley od Pewsey Vale. Winnica, tak jak i omawiane poprzednio, jest punktem odniesienia w 150-letniej historii australijskiego winiarstwa. Chłodny klimat (500 m nad poziomem morza), uboga piaszczysta gleba i pagórkowate ukształtowanie terenu skłoniło właścicieli do skupienia się na jednej tylko odmianie. Na długo zanim Geoffrey Grosset, niekwestionowany mistrz rieslinga z Clare Valley, rozsławił australijską interpretację szczepu w winiarskim świecie, wina od Pewsey Vale były już klasykami.
The Contours wypuszczane jest na rynek po 5 latach od zabutelkowania, zatem rocznik 2011 jest beniaminkiem w rodzinie. Całkiem już satysfakcjonujący, świeży cytrynowo-kwiatowy z lekkim ziołowym akcentem w ustach, był jednak tylko przygrywką do rocznika 2004, który był niesamowicie intensywny, po australijsku mocno wytrawny, z nadal soczystym owocem idącym w kierunku cytrynowej marmolady, na mocnej mineralnej podbudowie. Wreszcie rocznik 1999 zadziwiał świeżością grejpfruta, na który nakładały się bardzo ładne miodowe nuty; mimo wciąż świeżej kwasowości bardzo miękki i szeroki na podniebieniu.
Jaki jest zatem australijski przepis na długowieczne wino białe? Każde z opisanych było fermentowane i leżakowane bez użycia beczek dębowych, winogrona pochodziły ze starych krzewów, a w przypadku rieslinga i sémillon z pojedynczych parcel. Na pewno mała wydajność jest też tutaj nie bez znaczenia. W odniesieniu do sémillon z Hunter Valley mówi się o trzech etapach życia: 5 lat od zabutelkowania to okres dojrzewania, między 5 a 10 to szczyt ekspresji cech szczepowych, a powyżej tego wieku rozpoczyna się prawdziwa ewolucja.
Jednak zastosowanie metalowych zakrętek wyraźnie wydłuża te okresy. Dla ich zwolenników fakt, że możemy dłużej cieszyć się soczystym owocem, a wina nastoletnie nie tracą młodzieńczej werwy, jest atutem. Pojawia się jednak pytanie, czy wina pod zakrętką mają możliwość pełnego rozwoju aromatów i smaków ewoluowanych? Z degustacji płynie bezsprzeczny wniosek, że tak. Pijmy zatem białą Australię, pozwalając sobie na luksus niespieszności.
Do Londynu podróżowałem na zaproszenie Wine Australia.