Aukcja Win Tokajskich – post scriptum
Znów odwiedziłem Tokaj. Ponieważ wizyta wypadła niejako w rocznicę mojego tekstu polecającego odwiedziny tego regionu, zacznę od informacji praktycznej – dojedziemy tam jeszcze szybciej. Pod koniec zeszłego roku Słowacy otworzyli krótki odcinek drogi ekspresowej R4 dzięki której łatwo i bezproblemowo dojeżdża się teraz (i przekracza) słowacko-węgierską granicę w Milhosť. W przyszłości ta trasa ma się ciągnąć przez całą Słowację i połączyć się z polską ekspresówką S19, ale zapewne wtedy – w dobie powszechnej teleportacji – nikt nie będzie już podróżował samochodami.
Głównym celem wizyty była aukcja win tokajskich, którą nasz Naczelny dokładnie już zrelacjonował, ale o dwóch osobistych zaskoczeniach muszę wspomnieć. Pierwsze dotyczy strony organizacyjnej tej młodej imprezy, która w tym roku odbyła się po raz drugi w historii. Wydawać by się mogło, że dla osiągnięcia swoich celów powinna być nastawiona (także) na potencjalnych kupców zagranicznych. Tymczasem Ci jeśli nawet dotarli na miejsce (co nie było takie proste – informacji nie można było znaleźć nawet w bezpośrednim otoczeniu zamku w Sárospatak, gdzie odbywała się aukcja) i wzięliby w niej udział mogli nie zorientować się za jaką kwotę wylicytowali interesujące ich wino. Całość odbywała się bowiem w lekkim chaosie i praktycznie wyłącznie w języku węgierskim. Dlatego jeśli w tej kwestii nic się nie zmieni, warto za rok przyjechać z tłumaczem.
Drugie zaskoczenie dotyczyło już samej degustacji. Próbując w ciemno wystawionych na sprzedaż partii win nie tylko ja zwróciłem uwagę na niewątpliwie słodkie wino oznaczone literą N. Dużo owocu z brzoskwinią na czele, trochę miodu i wszystko zrównoważone świetną kwasowością. Próbką okazało się Aszú 5 Puttonyos z rocznika 2010 pochodzące od… największego producenta (czy raczej fabryki) w regionie, wciąż jeszcze częściowo państwowego molocha Tokaj Kereskedőház. Zawdzięczamy mu wiele – choćby olbrzymi, metalowy blaszak (część „winiarni”) szpecący tokajski krajobraz czy fakt, że butelki opatrzone charakterystycznym logiem z koroną okupują półki (zwykle te niższe) wszelkich supermarketów, skutecznie utwierdzając kupujących w przekonaniu, że wino z Tokaju powinno być słodkim, tanim ulepem. Skąd więc taki sukces? Możliwości są dwie: albo producent faktycznie przyłożył się do tej konkretnej beczki zrobionej pod Aukcję Tokajską (wina wystawiane na Aukcji nie trafiają na ogólnodostępny rynek); albo w ostatnich latach faktycznie zdecydował się na podniesienie jakości, o czym sam solennie zapewnia. Na korzyść tej drugiej opcji przemawia też wiek wina – młody jak na Aszú rocznik smakował przecież świetnie, tymczasem podawany dzień wcześniej – na inauguracyjnej kolacji – rocznik 2001 był zwyczajnie obrzydliwy, ewidentnie dosładzany i buchający z kieliszka chemicznymi aromatami – a więc miał w sobie to wszystko, z czym produkty Tokaj Kereskedőház kojarzą się najczęściej. Czas pokaże czy ta słodka rodzynka roku 2010 nie była jedynie wypadkiem przy pracy.
Krótki pobyt nie był na szczęście na tyle krótki by nie odwiedzić kilku winiarzy. Części poświęcę oddzielny tekst (próbując w ten sposób po raz setny przemycić zaproszenie do udziału w tegorocznym festiwalu Bor, Mámor, Bénye) ale o Disznókő chciałbym napisać już teraz. Ten jeden z bohaterów zeszłorocznego sezonu transferowego na polskim rynku znowu urzekł mnie swoimi winami. Co ważne, nie tylko tymi które raczej trudno będzie już dostać (jak choćby rewelacyjne Disznókő Aszú 5 Puttonyos 1993) czy najlżejszymi dla kieszeni (Disznókő Aszú 6 Puttonyos 1999 – wciąż dostępny w Polsce!) ale i tymi podstawowymi. Świetne wrażenie robi Furmint Dry 2012 – wciąż bardzo świeży, mineralny, ale nabiera już struktury i ciekawych pieprznych akcentów (w Polsce dostępny jeszcze rocznik 2011, niestety trochę za drogi). Już wcześniej podobało mi się Édes Szamorodni 2008, równie dobre wrażenie zrobił na mnie rocznik 2011 – mniej warzywny, bardziej pieprzny, z tą samą świetną równowagą owocu i kwasu. Wrażenie robiło także wino zgłoszone do aukcji – Disznókő Aszú 6 Puttonyos „Hetedik” 2011 – słodkie brzoskwinie, nuty herbaciane, kwasowość i świeżość. Zarządzający winiarnią László Mészáros robi kawał dobrej roboty. Czy raczej wina. Gratulálunk!
Do Tokaju podróżowaliśmy na zaproszenie organizatora Aukcji – Bractwa Tokajskiego.