Apulia – coraz dalej od torów
Jest osiemnasta, słońce powoli zachodzi, a na lotnisku w Brindisi ciągle 25 stopni i lekko wilgotne powietrze. Bardzo ciepło jak na połowę października, zwłaszcza, że Warszawa żegnała 5-stopniowym chłodem. Wsiadam do samochodu, Ignazio przez dobrą godzinę wiezie mnie w głąb Apulii krętymi i niezwykle dziurawymi drogami – historycznie najważniejszym środkiem transportu była tu kolej. Większość winiarni powstawała w bezpośredniej bliskości torów. Dzięki temu proste wina z primitivo czy negroamaro można było w zbiornikach przewieźć na północ kraju. Przez najbliższe trzy dni będę poznawał tutejszych producentów skupionych w Consorzio Puglia Best Wine. W planie mamy 8 winnic – od Tenuta Chiaromonte (jak na lokalne warunki to maluch – 100 tys. butelek rocznie) aż po giganta Cantine San Marzano (9 mln). W tym czasie miałem przekonać się, że Apulia to nie tylko siekierką ciosane primitivo i jest tu miejsce na wina poważne i całkiem wielkie.
Pierwsza jednak próba była rozczarowująca, bo zaprezentowane przez Azienda Sampietrana wina nazwać poważnymi. Podstawowe Chardonnay emituje w przestrzeń wyraźny dębowy znak ostrzegawczy – uwaga, wanilia! Owocu mało, beczka dominuje, amerykański konsument będzie zadowolony. Równie ciężko było znaleźć przyjemność Brindisi DOC Riserva „1952” (80% negroamaro i 20% montepulciano). Nuty dębowe są w nim szalenie dotkliwe, skoro nawet łagodzenie przez dwa lata w butelce nie dało efektu – mokry sen parkieciarza. Honoru starała się bronić Vigna delle Monache – 100% negroamaro to całkiem przyzwoity mariaż beczki i ciemnego owocu. Jedyny przypadek w Sampietrana, kiedy dąb pomaga owocowi.
Po tym falstarcie pora na wizytę w winnicy-instytucji. Leone de Castris nie tylko jest twórcą wina Salice Salentino, ale też miał bardzo duży wpływ na lokalną społeczność, udzielał się społecznie, m.in. założył przedszkole dla dzieci zbieraczy winogron. Wina z tej rodzinnej posiadłości cechują się sporą łagodnością. Świeże, rześkie i przyjemnie truskawkowo-śmietankowe klasyczne bąble Five Roses Metodo Classico z negroamaro odświeżyły po podróży i zwiedzaniu muzeum rodziny Castris. Klasyczne Salice Salentino Riserva 2011 pokazało, że takie wino może być eleganckie i nie buchać mocnym alkoholem. Jest lekko, owocowo i harmonijnie. Dużo bardziej poważnie, balsamicznie i miętowo prezentuje się Riserva Donna Lisa. Krągłe, owocowe o mocnej strukturze. Przyjemnie – nawet dla tych, którzy preferują Beaujolais.
Tenute Rubino sprawia wrażenie, jakby imponująca, nowoczesna winiarnia była ważniejsza od win, które się tam robi. Sam Luigi Rubino sprawia wrażenie technokraty, ale widać, że członkowie konsorcjum darzą go szacunkiem. Bardzo smaczne było Brut Metodo Classico Sumaré z endemicznego szczepu susumaniello – kremowe, poziomkowe i bardzo hedonistyczne. Oltremé Salento IGT to czyste, rustykalne susumaniello, napakowane nutami umami, gęste, jedwabiste, z lekką goryczka zrumienionego mięsa. Bardziej dla poszukujących nowych smaków niż dla trzymających się mainstreamu. Torre Testa IGT Salento to Pudzian zgrabnie balansujący na linie rozpiętej między owocem, beczką i wysokim alkoholem. Ciężko to przyznać, ale wino z 16 procentami zdradza oznaki elegancji. Choć może to po prostu duża sprawność technologiczna.
Dużym pozytywnym zaskoczeniem były biodynamiczne (od 1992 r.) wina z Cefalicchio oraz standardowej winnicy Ognissole. To bardzo szczere wina z zacięciem rzekłbym terroirystycznym. Świetne rosé z primitivo odświeżyło kubki smakowe. Jalal to ciekawa interpretacja wytrawnego muszkatu – bukiet obfity, ale wino miało też w sobie mineralność oraz nuty świeżego rozmarynu wsparte ostrą kwasowością. Moją gwiazdą było jednak Rosso Canossa Riserva DOC Romanico 2011. Czyste nero di Troia z biodynamicznych upraw jest nieco rustykalne, proste, ale nie wulgarne i chamskie. Świetnie towarzyszyło apulijskim potrawom – a trzeba pamiętać, że byliśmy daleko od morza i jedliśmy tradycyjne potrawy pasterzy owiec.
Wśród alejek Acquaviva delle Fonti mieści się małe biuro Tenuty Chiaromonte. Nicola, właściciel, rubaszny południowiec wyciągnięty wprost z amerykańskich filmów o mafii, robi zaskakująco osobiste wina. Jego Fiano Kimia jest niesamowicie aromatyczne, kwiatowe, miodowe, ze szlachetną goryczką w finiszu. Jednakowoż to Mura Sant’Angelo Barbatto w dwóch rocznikach – 2009 i 2010 – skradło serca. To wino jest jak Nicola, szczere, dosadne i mocne. I nawet te 16,5% alkoholu nie przeszkadza. Siedząc z nim przy stole dochodzę do wniosku, że jego wina nie mogą być inne, niż są. A popisową butelką było Chardonnay winifikowane metodą szampańską, wyciągniętą na tę okazję z piwnicy (dégorgemont przeprowadzony w wiadrze z wodą). Siedem lat na osadzie, spora słodycz owocu i wspaniała, kremowa struktura. Mam wrażenie, że w Apulii wiele podobnych skarbów kryje się w piwnicach tych większych i mniejszych.
Cantine San Marzano to największy producent w konsorcjum – 9 mln butelek. Na paletach w magazynie ustawione były kartony biedronkowego Primitivo, ale my mieliśmy możliwość skosztowania nieco poważniejszych win. Moscato Estella to poprawnie i bardzo przyjemnie poprowadzony muszkat – świeży, pełen miąższu ligola, rześki i zaskakująco chrupki. Flagowe Primitivo di Manduria Sessantanni 2012 i 62° Anniversario 2011 to pierwsza liga apulijskich win. Obie etykiety są poważne, sążniste i o rozsądnym poziomie alkoholu. Moc ciemnych owoców, ładnie zintegrowanej beczki i sporej już teraz pijalności (zwłaszcza Sessantanni). Importerem w Polsce jest Vininova i przedstawiciele importera przyznali, że San Marzano sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Jak widać Polacy lubią moc.
Odmienny charakter miały wina Consorzio Produttori Vini. Szczycą się mistrzostwem w produkcji Primitivo i muszę przyznać, że choć ich wina nie są wielkie, to mają w sobie wielkie pokłady prostolinijności i lokalności. Szczególnie wyróżniało się Primitivo di Manduria Sonetto 2011 – pierniczkowe, korzenne i z dużą ilością konfitury. Smaczne, choć nachalne.
Te trzy dni pokazały, że Apulia szuka nowych dróg, ale też jest dość mocno osadzona w tradycji. Trzeba się też pogodzić z tym, że w panującym tam klimacie ciężko jest robić lekkie, szczupłe wina – zawsze będą miały odpowiednią masę, strukturę i wysoki alkohol. Czy to źle? Nie – brak elegancji rekompensowany jest szczerością i charakterem. Cieszy też, że winiarze kombinują, szukają nowych dróg, poszukują terroir. Jak na 20 lat butelkowania (wcześniej wina eksportowano luzem) to duży postęp. Odniosłem wrażenie, że winiarnie z każdym dniem oddalają się od torów.
Do Apulii podróżowałem na zaproszenie miejscowych winiarzy.