François Villard Crozes-Hermitage 2012
François Villard Crozes-Hermitage Comme une Évidence 2012
Za mało mówimy o Syrah. Tym prawdziwym, z północnej Doliny Rodanu. O Syrah jako takim mówimy sporo, a zwłaszcza o Shirazie z Australii, RPA, coraz częściej z Chile. Tyle że ja na te czekoladowo-pieprzowe performanse aż takiej ochoty nie mam. Natomiast zew prawdziwego Syrah z owiewanych zimnym mistralem granitowych wzgórz Côte-Rôtie, Hermitage czy Saint-Joseph nigdy nie cichnie. Co z tego, skoro w Polsce mamy z tych apelacji pojedyncze etykiety, a wersji dla początkujących – czyli deklasowanego Syrah Collines Rhodaniennes – które społeczeństwo dałyby przeczucie absolutu, nie mamy w ogóle.
W ramach cyklu „wielkie wino na niedzielę” miałem jednak szczęście spróbować dwóch takich prawdziwych win. Dwa Syrah z rocznika 2012 z apelacji Crozes-Hermitage, od dwóch wybitnych rodańskich winiarzy: Alaina Graillota i François Villarda. Dwa wina najwyższej klasy, niewymienne, nie do podrobienia; dwa wina, których wysoka cena wobec smakowych wrażeń jest uzasadniona. (Dwa wina importowane przez francuskiego specjalistę DELiWINA).
Marek Bieńczyk napisał kiedyś o Graillocie, że to taki winiarski rzeźbiarz i poeta, który cierpliwie, w samotności rzeźbi swoje dzieła właśnie w Syrah. (Produkuje tylko dwa wina). Tak właśnie, cichą, szeptaną poezją, przemówiło Crozes-Hermitage 2012 Graillota. Ma wszystko, co typowe dla Syrah: świeżo mielony czarny pieprz, wiśnię, fiołki, porzeczkową kwasowość na pierwszym planie, drobne, kamienne garbniki. Ale ze swojego zapachu i smaku nie robi hollywoodzkiego show, tylko je spokojnym, wyzutym z emocji, choć teatralnym tonem deklamuje. Bardziej niż poezję wręcz przypomina francuskie kino: te nuty zapachowe mógłby w czołówce jakiegoś filmu recytować z offu, na tle mieszczańskich wnętrz, Jean-Louis Trintignant. Trintignant miał role lepsze i gorsze, lecz zawsze był sobą; słyszeć jego głos to było obcować z kimś znajomym, kogo się podziwia nawet wtedy, gdy ma migrenę.
Villard to bardziej Vincent Cassel. Akcent ma twardszy, południowy, lecz przede wszystkim swoją rolę bardziej akcentuje – mniej jest, bardziej gra. Crozes-Hermitage Comme une Évidence 2012 jest wyrysowane ostrą kreską, swoją kwasowość mocniej, wręcz cytrusowo podkreśla; wiśnia i czerwona porzeczka są wyostrzone jak na wyświetlaczu Retina; garbniki mocne jak cios w twarz. Zarazem tok wina jest wartki, od owocowego ataku po pieprzną, mocno taniczną końcówkę mija chwila krótsza, niż bardzo długa chwila wybrzmiewająca już po tej końcówce. Trudno tu coś skrytykować, wino jest świetnie zrobione, nie ma śladu beczki (drobny ślad się plącze u Graillota), zrobił je ktoś, kto może po prostu wyjść na scenę i odegrać rolę perfekcyjnie od początku do końca. Pewny kandydat nie do Oskara, ale na pewno do Cezara.
Gdyby z powierzchni świata zniknęły australijskie Shirazy, pilibyśmy argentyńskie Malbeki i nikt by nie płakał. Gdyby na świecie nie było Graillota i Villarda, jak to się mówi we Francji – trzeba byłoby ich wymyślić. Oba wina dostępne za 110 zł u importera DELiWINA – sklep stacjonarny w Poznaniu oraz wine bar Wejman w Warszawie.
Źródło win: nadesłane do degustacji przez importera.