927 lat porto
Podróżniczą sensacją miesiąca są bezpośrednie loty z Warszawy do Porto, ogłoszone przez Wizzaira i Ryanaira. Dla Polaka–winomana to naprawdę jedna z ważniejszych informacji, bo zyskamy tani dostęp do najlepszych win świata. W żadnym innym dużym mieście w Europie nie można bowiem napić się tak wybitnych win w promieniu pieszego spaceru.
Stało się to w zeszły piątek udziałem szczęśliwców, którzy uczestniczyli w salonie win Essencia do Vinho. Organizatorzy postanowili złotymi zgłoskami wyryć swe imię na kartach naszego żywota, zaprezentowano bowiem osiem porto z pierwszej połowy XX oraz z XIX wieku, z których najmłodsze miało 79 lat, a łączny wiek zdegustowanych butelek sięgał prawie tysiąca! Dla większości zebranych były to najstarsze wina, jakie kiedykolwiek wzięli do ust. I zapewne też najlepsze, choć w przypadku tak starych win trudno to obiektywnie ocenić – liczy się rzadkość oraz emocja picia czegoś unikatowego. Prowadzący pokaz Bento Amaral, dyrektor degustacji w Instytucie Porto (człowiek nie tylko wielkiej kultury i kompetencji, ale i władzy, bo od niego zależy, czy porto otrzyma banderolę i trafi na rynek), przy jednym z win obrazowo zapytał: „A co się działo w Waszym kraju w 1885 roku?”…
Wasz uniżony sługa porównywalne porto już kilka razy smakował – jedno z nich, Wine & Soul 5G, mieli wręcz okazję pić uczestnicy naszego zeszłorocznego wyjazdu do Porto. Zresztą okazji do picia tych antyków jest ostatnio coraz więcej, bo producenci prześcigają się w wypuszczaniu na rynek coraz wspanialszych perełek. W istocie na piątkowej degustacji zabrakło dwóch słynnych butelek z tej kategorii – niedawno opisywanego przez Ne Oublie oraz Taylor’s Scion. Dla poszukiwaczy skarbów nadeszły dobre czasy.
A co piliśmy tym razem?
Noval Colheita 1937 – Quinta do Noval słynie oczywiście z win rocznikowych (szczególnie z kultowego Noval Nacional – z krzewów na własnym korzeniu), dzisiaj się trochę zapomina, że jest również mistrzynią porto tawny. Colheita 1986 to jedno z najlepszych win tej klasy, które kiedykolwiek degustowałem. Tym razem Colheita z 1937 roku mnie… rozczarowała! Wydała mi się trochę wyschnięta i przesadnie agresywna (zawiera aż 22% alk. i aż 1,56 g kwasu octowego). W zapachu przeważają suszone zioła (werbena) i maderyzacja, w smaku – kwasowa świeżość, która maskuje wysoki nawet jak na porto cukier (205 g). Być może za długo trzymano je w beczce – z punktu widzenia własnego gustu szukałbym wcześniejszych butelkowań tego rocznika. Wino najłatwiej dostępne z tej ósemki, cena – od 400€.
Kopke Colheita White 1935 – dom Kopke, podobnie jak inne marki należące obecnie do holdingu Sogevinus (Barros, Cálem, Burmester), słynie z ogromnych rezerw starych win. Pijałem już tu wina starsze, a także wiele wybitnych (z ostatnich emocji – Colheita 1941). Natomiast Colheita biała to faktycznie biały kruk, bo produkcja win w tym kolorze jest i była zawsze małym ułamkiem czerwonych, ponadto uważa się, że białe porto aż takiego potencjału starzenia nie ma. To drugie twierdzenie nie do końca jest prawdą, jak widać na załączonym obrazku. Wino na pewno bardzo ciekawe, ale jednak odstawało od pozostałych w tej degustacji. Ponadto smakuje podejrzanie młodo – i barwa, i zapach (miodowo-woskowych), i – zwłaszcza – smak przypominają raczej wino 40-letnie. Styl delikatny, mało wszystkiego – cukru (tylko 74 g), kwasu (5,12) i w sumie emocji. Jeśli szukacie niezapomnianego porto białego, polecam Burmester 40 Years Old albo Cálem Colheita 1920. Wino trudno dostępne, cena – od 650€.
Andresen Colheita 1900 – to wino miałem już honor pić. Jest jednym z wybitniejszych porto dostępnych na rynku, a w dodatku po 116 latach wciąż leżakuje w beczce – butelkowane jest na zamówienie! (12–15 butelek rocznie; cena – od 1000€). Intensywność i wielowymiarowość są faktycznie niesamowite. 200 g cukru podbite wysoką kwasowością, a do tego jeszcze smak śliwkowych winogron sprzed ponad stulecia. Duża emocja.
Wine & Soul 5G – historia tego wina jest typowa dla bardzo starych porto obecnie dostępnych na rynku. Winemaker Jorge Borges w odziedziczonej hacjendzie Quinta da Manoella odnalazł serię bardzo starych beczek z winem datowanym na ok. 1890. Postanowił część zabutelkować jako „5 Pokoleń” w pięknej flaszy w ozdobnym kuferku. Degustowałem to porto już trzykrotnie i jest z pewnością jednym z najlepszych, jakie można kupić za pieniądze. Wybija się przede wszystkim równowagą – jest gładkie, wręcz eleganckie, nie ma tu śladu po agresywnych nutach octowych czy zmaderyzowanych, które często zdarzają się w tak starych porto. Można wręcz przypuszczać, że w czasie dojrzewania odświeżano je młodszym winem (technika solera), ale szczegóły zniknęły już i tak w pomroce dziejów. Krótko mówiąc – jeśli Was stać, kupujcie to! To jedyne wino tej degustacji dostępne w Polsce – u Mielżyńskiego za 4800 zł.
Roncão Porto Muito Velho – nie wiadomo dokładnie jak „bardzo stare”, lecz pochodzi z ok. 1885 roku. Historia ta sama co powyżej – znaleziono „zapomnianą beczkę”. Pięknej barwy, błyskotliwe wino, świeżości i czystością podobne do 5G, chociaż pojawiają się tu pikantno-ziołowe nuty maderyzowane. Długie, pięknie kwasowe, lecz „jedzie” głównie na cukrze, którego według laboratoryjnej analizy jest tu aż 292 g! Taka jest moc koncentracji przez parowanie przez 130 lat… Bardzo trudne do dostania.
Bulas Very Old Port – to była pierwsza oficjalna degustacja tego wina, które nie trafiło jeszcze na rynek. I tak z niego od razu spadnie, bo zabutelkowano jedynie 200 szt. Trzeba się przebić przez nieco octowy, maderowy nos, a potem to już piękna żegluga po karmelowo-syropowym akwenie. Podobnie słodkie jak powyższe – 280 g, co daje winu potężnego kopa. Posmak niesamowicie długi. Wino dużej klasy, autentyczne, stylowe. Cena nieznana, ale z uwagi na mniej znanego producenta będzie pewnie konkurencyjna.
Vallado Adelaide Tributa – rodzina Ferreira uczciła tym winem, pochodzącym z ok. 1866 roku, swoją protoplastkę, wybitną postać w historii porto – Antonię Adelaidę (1811–96). Bukiet wina bardzo starego, mniej owocowy niż 5G, orzechowy, mahoniowy, ale szlachetny i czysty. Sporo słodyczy (283 g) na świetnej podporze kwasowej (9,8 g!!). Absolutnie wybitne. Najlepsze wino tej degustacji, czyli jakiejkolwiek degustacji. Nie mylić w Vallado Vintage Port Adelaide – też drogim, też pysznym, ale młodziutkim (aktualnie 2012). Dodatkowy punkt za najładniejszy kuferek. Dość łatwo dostępne za ok. 2200€.
Niepoort VV – tę beczkę Niepoort zakupił od miejscowej winiarskiej rodziny; ponoć pochodzi z 1863 roku. Jako „VV” (vinho velho, „stare wino”) tradycyjnie oznacza się w Porto stare wino z nieznanego rocznika. Technika produkcji inna niż win powyższych, które butelkowane były przed chwilą – Niepoort przelał je do szklanych gąsiorów w latach 70. XX wieku. Po dekadach utlenienia nastąpiły więc dekady redukcji, ponadto wino jest inaczej skomponowane – ma „tylko” 138 g cukru, smakuje bardziej wytrawnie-koniakowo, ma zdecydowaną goryczkę i jeszcze wręcz garbniki. Surowe i dość intelektualne. Na degustację małego łyczka mieliśmy raptem 10 minut – z doświadczenia wiem, że takie wino lepiej wypadnie po dłuższej dekantacji. Cena niższa niż innych butelek na tej degustacji – ok. 1200 €.
Degustowałem na zaproszenie Essencia do Vinho.